Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Miramare – nadmorska trzecia liga /Międzyzdroje

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Tym razem jestem w Międzyzdrojach sama, towarzyszy mi tylko pies, więc siłą rzeczy wszędzie chodzi ze mną. W Miramare, mimo zajętego tylko jednego stolika i entuzjazmu gości względem psa, odbijam się od drzwi. Z psami nie wolno. Wobec tego odwracam się na pięcie, z kieszeni wyjmuję telefon i dzwonię z gorzkimi żalami pod numer podany na ich stronie. Dwie minuty później pies przestaje być problemem. Normalnie bym nie wróciła, ale porażająca oferta okolicznych kebabowni oraz “zup od 5 zł.” sprawia, że się łamię.

Mówi się, że to najlepsza restauracja w mieście. A skoro tak, to już się boję, co dostanę dzisiaj na kolację. Bo do Miramare nie wrócę. Może powinnam dać szansę ich pierogom, ale to chyba następnym razem. Być może.

Zaczynam od marynowanego śledzia. Całkiem sympatycznie podanego z chrupiącymi warzywami i kwaskowym dressingiem. Udatnie skomponowane smaki i tekstury, szkoda tylko, że śledź rozmoczony do nieprzytomności ciągnie to danie w dół. W dół pod stół. Śledzia zjada Pola the Dog, ja zjadam plasterek ogórka.

IMG_2716Jeśli trafiam w menu na zupę cebulową, to zazwyczaj ją zamawiam. Bo lubię. Kilka lat we Francji z pewnością mocno wpłynęło na moje kubki smakowe, ale też nauczyło jak niektóre dania powinny smakować i wyglądać. Tu mamy coś, nad czym powinnam się chwilę popastwić, bo z cebulową ma to li tylko taki związek, że w płynie szczodrze doprawionym Maggi, pływają kawałki cebuli. Ta zupa to dno. Zamiast grzanki i zapieczonego gruyera, znajduję smutny kawałek parmezanu, któremu nigdy nie było dane się rozpuścić. Dwie łyżki – dokładnie tyle przyswoiłam. Pierwsza była zaskoczeniem, drugiej potrzebowałam, by się upewnić, że ta mieszanka cebuli i Maggi to porażka.

IMG_2719Wtedy pomyślałam, że przyszłam głodna i wyjdę głodna. Sytuację jednak ratują policzki wieprzowe. Znakomicie przygotowane, delikatne, rozpadające się pod naporem widelca mięso. Do nich uszka z pierogowym nadzieniem i kawałeczkami boczku. Myślę, że mogą być mocni w pierogach, choć nie wiem czy kiedyś to sprawdzę. Ciasto jest delikatne, a farsz świetnie doprawiony. Szkoda jednak, że tak dobrze przyrządzone mięso spoczywa na surowej pietruszce i marchewce. Lub kompletnie rozgotowanej, zależy jak się trafi. Nie wiem, jak to zrobili, ale jak się chce, to można. Do tego w tle smak klarowanego masła, które dni świetności ma już za sobą. Smutne.

IMG_2721Odpuszczam deser, bo w ofercie mają tylko lody z pudełka. Jedne policzki wiosny nie czynią, więc ocena na poziomie 2/5 chyba dla nikogo nie jest zaskoczeniem. W swojej klasie wypadają wyjątkowo blado. W sumie rachunek jest dość prosty – śledzia zjadł pies, zupy nie ruszyłam, a danie główne było dobre tylko połowicznie. No i Maggi. Maggi w najlepszej knajpie w mieście.

Miramare w roku 2013, jako jedna z dwóch knajp w województwie zachodniopomorskim, znalazła się na liście stu najlepszych restauracji w Polsce. Od tej pory nie zmienił się szef kuchni, więc z całym szacunkiem, ale ni cholery nie potrafię tego pojąć. Nie wiem jak działają inspektorzy Poland 100 Best Restaurants, być może wcześniej dzwonią i się zapowiadają? Może dostają inne rzeczy, niż przypadkowy klient? Nie mam pojęcia jak to działa, ale kolejny raz nacinam się na knajpie, którą rekomendują. Bo że blogerzy się upadlają i proponują “współpracę”, czyli tekst w zamian za darmowe jedzenie, albo przed wizytą w knajpie dzwonią i się zapowiadają, to wiem od dawna i wiem to od restauratorów. Wiem też bardzo dokładnie kto taką żenadę praktykuje w Warszawie, Wrocławiu czy Krakowie. Wstyd jak beret. Dlatego nie czytam blogów i dlatego w cichości serca restauratorzy i szefowie kuchni gardzą blogerami, choć nikt tego nie powie głośno, bo to najtańszy PR na rynku. Dlatego też trzymam się z daleka od tego towarzystwa – bo nie chcę, żeby mi ktoś kiedyś przypiął cudzą łatkę dziada, który klaszcze i stepuje za przysłowiową miskę zupy. Długa dygresja, ale dzisiaj znowu wróbelki ćwierkały przez telefon o żebraczych praktykach i jakoś tak wyszło.
No i co? Komu ufać? Znowu wychodzi na to, że wyłącznie swojej intuicji i swoim kubkom smakowym.

Wcześniej, wracając z plaży, zjadłam w jednej ze smażalni halibuta podanego na papierowej tacce – klasyka nadmorska, plastikowe sztućce. W porównaniu z tym, czego doświadczyłam w Miramare, był ambrozją. To chyba nie tak powinno być, hm?

Poza tym są sztywni, to klient musi się podporządkować, a nie oni ułożyć pod klienta. Kiedy składając zamówienie pytam, czy mogę wziąć połowę porcji, bo coś innego mi jeszcze wpada w oko i chciałabym spróbować, słyszę, że nie. Nie, bo nie. Może to i dobrze?…

Zapłaciłam ok. 90 zł. w tym martini i woda, przy czym od rachunku odjęto 10%, aby ukoić ból wywołany fatalną zupą i kiepskim śledziem. Jak widać rozczarowanie nie minęło, ale z pewnością ja będę mijać Miramare.

pigs2

Magda

Info

www
Hotel Aurora
ul. Bohaterów Warszawy 17, 72-500 Międzyzdroje

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email
Kup moje książki
59,00 

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 59,00 .

Add to cart
W pakietach taniej!
169,00 

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 169,00 .

Add to cart
109,00 

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 109,00 .

Add to cart
109,00 

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 109,00 .

Add to cart

3 Responses

  1. Ja też na początku myślałam, że to oczywiste. A później słuchałam kolejnych i kolejnych historii, i szczęka opadała coraz niżej. Jest takie powiedzonko: Jak się nie ma miedzi, to się na dupie siedzi.
    Ale to też działa w drugą stronę – managerowie restauracji wprost proponują, że nakarmią za darmo w zamian za tekst. Niektórzy bardzo obcesowo i bez zbędnej kurtuazji, bo rynek jest tak mocno zepsuty i zakładają, że każdy, kto pisze o knajpach idzie na takie układy. Słabe i cienkie.

Dodaj komentarz