Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

LunaSol – recenzja być może przedwczesna /Warszawa – Józefów

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Jakiś czas temu, pocztą pantoflową, rozeszła się wieść, że Trzópek porzuca zblazowany Harvest i przenosi się do… hotelu. I to do Józefowa. Mon Dieu, co tu zaszło?! Trzymałam rękę na pulsie i zajrzałam do LunaSol w ostatni weekend. Odczekałam aż pojawi się trzópkowe menu, a sprawy nieco poukładają. Menu jest, ale na poukładanie będę sobie jeszcze musiała poczekać.

Wnętrze LunaSol jest nudne jak flaki z olejem, ale to hotel, więc poniekąd jest to zrozumiałe. Ale tylko poniekąd. Pierwszy kontakt miałam z obsługą. Najpierw gruby nietakt przy robieniu rezerwacji, na który litościwie spuszczę zasłonę milczenia, choć właściwie powinnam o tym napisać ku przestrodze. Generalnie zabieranie ze sobą do kuchni słuchawki i rzucanie niewybrednymi dowcipami, kiedy klient jest na drugim końcu i wszystko słyszy, jest słabym pomysłem. No i można za to dostać po uszach.

Później, kiedy już jesteśmy na miejscu, okazuje się, że obsługa raczej z tych słabszych. Najpierw w wejściu czekamy dobre trzy minuty. Mimo, że kręcą się po sali i świetnie nas widzą – nikt nie podchodzi. W końcu – alleluja! – posadzili nas. Zajętych pięć stolików łącznie z naszym oraz jakaś dogasająca impreza typu chrzciny, która co miała zjeść, to już zjadła. Czyli pozostaje tych pięć stolików. Na złożenie zamówienia czekamy 25 min. Niezłe wyczucie, jeszcze pięć i bym wyszła.

Już po półgodzinie otrzymujemy pieczywo i miseczkę bardzo kiepskiego masła. Entuzjazm zdecydowanie umiarkowany. Później te półgodzinne przerwy powtarzają się regularnie, choć kelnerów kręci się po sali kilku. Nikt też nie pyta, czy czegoś nie potrzebujemy. W ogóle mało rozmowni są i dają z siebie absolutne minimum. Za to zdecydowanie przodują w uporczywym nienawiązywaniu kontaktu wzrokowego, więc wyłowić takiego ananasa to nie lada wyczyn. Chyba, że powinnam wołać: “Garçon!”?…

W czasie składania zamówienia okazuje się, że to ja wiem lepiej jakie mają wina na kieliszki, oraz że kelnerka właściwie nie zna karty. Kiedy pytam czy lepszym wyborem będzie okoń, czy może jagnięcina z sosem miętowym słyszę, że: “jagnięcina jest z sosem miętowym”. No shit, Sherlock!

No ale już dość o tym, bo w końcu udaje nam się złożyć zamówienie. Jacek poszedł w tzw. menu pakietowe – 88 zł. za przystawkę, główne i deser, ja wybierałam z karty.

Pierwszą przystawką jest carpaccio z polędwicy wołowej. Carpaccio, jak carpaccio, jak kraj długi i szeroki podają wszędzie takie carpaccio. Straszna nuda. Zdobi je kilka płatków parmezanu, trochę podwiędłej rukoli z supermarketu i aromatyzowana oliwa. Przepraszam, ale to tak serio?

Luna Sol Jozefow

Moja grillowana makrela z duszonym koprem włoskim i pomarańczą (29 zł.) byłaby na przyzwoitym poziomie, gdyby nie zamordował jej fenkuł. Było go tak dużo, że nie pozwolił dojść do głosu innym smakom. Sama ryba nie była najlepszą, jaką jadłam w życiu, ale nie ma sensu się czepiać, skoro i tak nie było jej czuć. Folgujcie z tym koprem!

IMG_3294Pierwsze główne to fenomenalna smażona gładzica z warzywami i ziołowym winegretem. Rzeczywiście za taką rybę należą im się oklaski na stojąco. Jest niebywale delikatna i bardzo smaczna. Spokojnie mogłaby na stałe zagościć w karcie, bo dobrze ją sobie zapamiętałam i chętnie zjadłabym ponownie.

IMG_3298

Moja jagnięcina sous vide ze smażonym szpinakiem, groszkiem cukrowym i olejem miętowym (69 zł.) jest naprawdę niezła. Może trochę brak jej delikatności, ale żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie była twarda lecz… twardawa w sposób akceptowalny. Da się lepiej, ale nie ma o co drzeć szat. Była też dość tłusta, ale za to świetnie przyprawiona, podana z sosem demi glace, znakomicie przygotowanym szpinakiem i listkami szczawiu, które były zaskoczeniem i bezbłędnym posunięciem, bo rewelacyjnie komponują się z mięsem. Do tego chrupiące warzywa, taka wiosna. Prawie doskonale. Tylko dlaczego to w domniemaniu młodziutkie, rozkoszne jagniątko ciągnęło za sobą pozostający długo na języku smak barana w średnim wieku?

Luna Sol Jozefow1

Na koniec dwa desery: absolutnie i nieodwołalnie fatalna tarta rabarbarowa, której znakomitą większość stanowiło miękkie, ciężkie, kiepskie ciasto. Tak, kruszonka też była miękka. Nie ma o czym pisać.

IMG_3307Zdecydowanie lepiej wypadło odwrócone tiramisu (26 zł.) czyli rozsiane na talerzu wysepki gorzkiego jak diabeł musu kawowego, łagodzącego to wrażenie, słodkiego mascarpone z amaretto i lodów. Fajny deser, rozbierający na atomy znaną wszystkim włoską klasykę. Tylko dlaczego posypano go okruszkami czerstwej bułki? Prawdopodobnie miał to być odpowiednik biszkoptów, tylko problem polega na tym, że to była bułka. Być może okruszki miały przełamać delikatne tekstury kremów i pianek, ale czy to tak na serio? Czerstwą bułką taki dobry deser?

Luna Sol Jozefow2
Rozczarowujące jest to, że tylko gładzica była na poziomie, którego się spodziewałam. Rozczarowujące jest to, że kiedy w piątek dzwoniłam, aby zrobić rezerwację, pytałam czy szef kuchni będzie na posterunku i otrzymałam odpowiedź twierdzącą, a po posiłku okazało się, że jednak go nie ma. Być może tego tekstu by nie było, być może przekazałabym mu wszystkie uwagi w cztery oczy, on by mi wytłumaczył z czego wynikają niedociągnięcia i rozeszlibyśmy się w pokoju. Rozczarowujące jest to, że pamiętam smaki Roberta Trzópka z Tamki i Harvesta, i tu ich niestety nie odnajduję, choć pewne połączenia się powtarzają. Połączenia i ceny.

Mam kilka teorii dlaczego jest tak, a nie inaczej. Być może to rodzaj kompromisu? Może jeszcze sobie wszystkiego do końca nie poukładali? Czuję w kościach, że coś jest na rzeczy. Na razie, na zachętę, dostaną cztery świnki, choć poziom mojego zadowolenia lokuje się na poziomie trzech i pół. Bo względem najlepszych ma się największe oczekiwania. Z pewnością w bardzo dużym stopniu wpłynęła na to wrażenie rozlazła, nieogarnięta obsługa, która momentami robi łaskę, że w ogóle człowieka obsługuje (mam nadzieję, że to przeczytacie, pozdrawiam).

Koniec końców postanowiłam sama ze sobą, i trochę z Robertem też, zawrzeć taki pakt: wrócę tam za mniej więcej pół roku (+/- dwa miesiące) i wtedy już nie będę brała jeńców, zapomnę też co to miękkie serce i litość, bo teraz ta czwórka jest jednak trochę na wyrost i bardziej wynika z dotychczasowych osiągnięć Roberta, niż z naszego sobotniego doświadczenia. Zrobię to nie z sympatii czy jakichkolwiek innych pobudek, a z czystego egoizmu i chęci dogodzenia własnemu podniebieniu. Ja po prostu wiem na co tego faceta stać. I chcę 100%, a nie 50.

Właśnie dlatego pisanie o knajpach, które otworzyły się wczoraj jest bzdurą, bo większość tych recenzji już po kilku miesiącach się dezaktualizuje i nie ma żadnego związku ze stanem faktycznym. Umówmy się, Robert Trzópek to nie jest naturszczyk i w niejednym garnku już mieszał, a nawet jemu nie wystarczyło tych kilku miesięcy, by wszystko poukładać i ustawić na wysokości przelotowej.

pigs4

Magda

Info

www

Holiday Inn
Telimeny 1, 05-420 Józefów k. Warszawy

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

2 odpowiedzi

Dodaj komentarz