Wpadamy tu wściekle głodni, po małej przygodzie na Mokotowskiej, gdzie w całkowicie pustej knajpie nie doczekaliśmy się nawet na sałatę, a czekaliśmy trzy kwadranse. Człowiek głodny, to człowiek zły. Przyznaję – nie prątkowaliśmy szczęściem. Nie żebym była nieuprzejma, nic z tych rzeczy, ale na wejściu poinformowaliśmy, że słaniamy się na nogach z głodu i helpunku!
Mieli pełno, więc spodziewaliśmy się raczej dłuższego oczekiwania, niż krótszego, ale nic z tych rzeczy. W mniej, niż godzinę byliśmy już po obiedzie. Jednak knajpy Jarczyńskiego to są bezbłędnie poustawiane biznesy i trzeba im to oddać. One mają chodzić, karmić i być frontem do ludzi. I dokładnie takie są.
Szybko decydujemy się na hummus z pitą (16 zł), wybór mezze (19 zł), falafele (13 zł) i pizzę izraelską (19 zł). Później okazuje się, że jest to wybór całkowicie zaspokajający potrzeby dwóch głodnych osób. Wychodzimy bowiem tacy w sam raz.
Hummus jest wyborny – kremowy, o idealnie zbalansowanym smaku, podsypany nie tylko kulkami ciecierzycy, ale również orzeszkami piniowymi, które nie są najtańszym produktem na świecie. Do niego dostajemy ciepła pitę i zajadamy z dużą przyjemnością. Nie lubię, kiedy w hummusie mocno przebija smak tahiny, a tutaj tego zupełnie nie ma. Jak dla mnie, jest to jeden z lepszych hummusów w mieście i mówię to z pełną odpowiedzialnością.
Falafele z kolei są całkiem smaczne, choć chyba nieco przeciągnięte, a przez to lekko suche. A z drugiej strony chrupią, co bardzo mi się podoba. Zielony sos pod nimi nie ma wiele smaku, więc zjadam je z hummusem i w takiej konfiguracji bardzo mi smakują.
Później na stół wjeżdżają mezze, czyli dziesięć małych talerzyków z przekąskami – jest tu tahina właśnie, trochę warzyw, marchewka z kuminem, ale naszymi przebojami są tak cudne w swej prostocie przekąski, jak czerwona cebula z sumakiem, sałatka z czerwonej kapusty czy marynowana papryka. To jest naprawdę fajna zabawa, więc przy okazji wizyty w Shipudei Berek koniecznie zacznijcie od hummusu i tych małych, kolorowych przekąsek, które być może mięsożerców przekonają do warzyw.
Tylko izraelska pizza ze szpinakiem, słonym serem i orzeszkami pinii (19 zł) nas nie porywa. Przez to, że nie ma na niej sosu jest trochę sucha i trochę biedna, więc zjadamy tylko dwa kawałki. Co w sumie nie ma aż takiego znaczenia, bo już dawno nie jesteśmy głodni.
Shipudei Berek jest fajny, nie wymaga wiele od gości, jest codzienny i niedrogi. Warto się z nim zakumplować i od czasu do czasu wpaść na coś smacznego. Następnym razem wezmę hummus na wynos, bo w moim odczuciu był najjaśniejszą gwiazdą tego posiłku.
Magda
Info
ul. Jasna 24, 00-054 Warszawa