Piszę ten tekst i już żałuję, że go piszę. Wszystko Wam zawsze sprzedam – najciekawsze miejscówki, najlepsze pensjonaciki, najsmaczniejsze kąski… A później sama nie mam się gdzie podziać. Z drugiej strony mam poczucie, że jak Wam o czymś fajnym nie opowiem, to jakoś tak słabo z mojej strony. Posrane, nie?
No, trudno. Nikt nie jest doskonały. Niektórzy są posrani tak, a inni inaczej. Z dwojga złego wolę tak.
A więc Lanckorona… Lanckorona nazywana “miastem aniołów”. Podczas zbierania materiałów do książki pewnie sporo takich zachwytów mi się przytafi zupełnie mimochodem, więc będę się nimi z Wami dzieliła. W końcu mam do objechania całą Polskę, a Lanckoronę miałam gdzieś z tyłu głowy od wielu lat. No i wreszcie stanęła na mojej drodze. I Waszej już też.
Małopolska o Lanckoronie doskonale wie, a reszta kraju czy aby? Bo nie wydaje mi się. Lanckorona to taki Kazimierz Dolny, tylko nie zadeptany i pod Krakowem. Lanckorona jest kompaktowa, cudownie położona i zwyczajnie ujmująca. Natychmiast poczujecie jej artystyczny klimat. To nie jest duże miasto z milionem zabytków, to jest uroczy drobiazg i powinniście się nastawić na leniwy weekend, kawkę z widokiem na przecudnej urody ryneczek, niespieszne spacery, trzymanie za rękę i głebokie patrzenie w oczy. Dlatego nie zabierajcie tu ze sobą byle kogo. Na byle kogo szkoda takich ładnych miejsc.
Lanckorona leży na zboczu i przy dobrej pogodzie z rynku zobaczycie nawet Babią Górę w Beskidzie Żywieckim. Kochają ją artyści i fotografowie, bo mimo swej niewątpliwej urody zachowała przyjemny klimat odcięcia od świata, jest tu spokojnie, a to sprzyja ładowaniu baterii. Warte zobaczenia są nie tylko zabytkowe domki w rynku, ale i ruiny zamku czy lanckorońskie (i okoliczne) kapliczki.
W tej chwili Lanckorona ma status wsi, lecz prawa miejskie uzyskała w 1366 roku (by je utracić w roku 1934). Właściwie można powiedzieć, że jest żywym skansenem, bo w tych uroczych domkach w taki czy inny sposób toczy się życie – są tu kawiarnie, galerie, sklepiki. Warto też trochę poszwendać się po bocznych uliczkach. Nie wszystkie domki Was zachwycą, ale jest wiele absolutnie uroczych, pięknie odrestaurowanych, w których po prostu mieszkają całe rodziny. Aż ciężko uwierzyć, że takie chatki jak z bajki są i ktoś może tak pięknie mieszkać!
Wiem, że zdjęcia nie oddają urody tego miejsca, ale musicie mi uwierzyć na słowo. Pogoda trafiła mi się raczej barowa – deszcz i mgła, z wyjątkiem krótkiego przejaśnienia, które otworzyło przede mną malowniczy pejzaż. Choć taka aura też może mieć swój urok, zwłaszcza jeśli trzymamy właściwą rękę. W weekendy, szczególnie przy dobrej pogodzie, robi się tu nieco tłoczniej. Niewielkie, urocze galerie wylegają na chodniki, a te nie należą do najrówniejszych, do tego miejscami jest stromo i sporo schodów. Co zręcznie eliminuje dzidziutki w wózkach. No, mówię Wam – idealne miejsce na romantyczny wypad we dwoje!
Jestem przekonana, że opadający w dół ryneczek, przytulone do siebie, kryte gontem domki, wyszukiwanie uroczych detali po prostu Was zachwyci. Na pewno spodoba się tu też miłośnikom skorup a.k.a. ceramiki. Nasi już tu są! Kubki, kubeczki, miski, miseczki, talerzyki i morze aniołów. Raz do roku odbywa się tu nawet festiwal na ich cześć.
Zieleń na zdjęciach nie jest podkręcona. To po prostu wiosenna, absurdalnie zielona zieleń, która jest tak jaskrawa tylko przez krótką chwilę raz do roku. Ale też jest tu zielono niezależnie od wiosny – ogródki toną w kwiatach, pnącza oplatają domki i płoty, tu jest trochę tak, jakby czas zatrzymał się na sielskiej, polskiej wiosce i wcale nie miał ochoty ruszyć dalej.
I ja mu się nie dziwię.
Magda
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Chętnie dalej będę wyszukiwała takie perełki, ale będzie mi miło, jeśli go udostępnisz. Dziękuję!