Zebranie materiału do tego przewodnika zajęło mi blisko dwa miesiące. Za każdym razem objadłam się nieprzytomnie, więc do kosztów muszę dorzucić pewnie kilogramy, ale to była naprawdę fajna przygoda – w realtywnie krótkim czasie móc porównać ze sobą kilka restauracji, które hołdują identycznym zasadom, a mimo wszystko każda z nich proponuje swoim gościom coś zupełnie innego. Ale podkreślam – to nie jest ranking!
Kuchnia tajska jest powszechnie lubiana, pasuje do naszych podniebień, które nie przepadają za mdłymi smakami, jest aromatyczna, jest w niej dużo przypraw, ziół, krótko mówiąc: ma charakter. Nie bez znaczenia jest też słynna tajska gościnność, która w restauracjach jest szczególnie mile widziana.
Punkt wyjścia był łatwy – program Thai Select zainicjowany przez rząd Tajlandii. Thai Select to system certyfikacji tajskich restauracji na świecie. Aby taki certyfikat otrzymać trzeba zgłosić się do programu i spełnić szereg warunków, takich jak korzystanie z oryginalnych składników, wierność w odtwarzaniu prawdziwych tajskich przepisów, ale też gościnność czy odpowiednia atmosfera. Thai Select zawsze bez wyjątku oznacza wysoką jakość, oryginalne składniki i autentyczne smaki. Na świecie jest ogółem ok. 15 000 tajskich restauracji, lecz realatywnie niewiele posiada certyfikat, a w Polsce ma go zaledwie… 7 restauracji. Podróżując spokojnie możecie kierować się tym wyróżnieniem i szukać oznaczenia na drzwiach restauracji. Więcej informacji o programie znajdziecie na stronie Thai Select lub w oficjalnej aplikacji Thai Select – znajdziecie tam nie tylko restauracje z Polski i świata, ale również oryginalne tajskie przepisy.
Tak więc ktoś już odrobił zadanie domowe za mnie. Ja tylko jeździłam, jadłam, notowałam, robiłam zdjęcia i teraz wreszcie mogę Wam to wszystko opisać. Oczywiście odwiedziłam wszystkie polskie restauracje z oznaczeniem Thai Select, niektóre wielokrotnie, i przyznaję, że to było wyjątkowe doświadczenie – każda jest zupełnie inna i w każdej polecę Wam inne dania jako te szczególnie warte spróbowania. Nie traktujcie tego zestawienia jak rankingu, nie układałam restauracji w żadnej kolejności od-do. Każda jest inna i poleciłabym ją na inną okazję, więc wybierając się do którejś miejcie na uwadze jej charakter.
Thai Thai, Warszawa
Thai Thai to elegancka, nieco droższa restauracja. Tu wysłałabym Was na biznesową kolację albo na randkę z dziewczyną. Wnętrze jest urządzone ze smakiem, wieczorem lekko przyciemnione światło, obsługa szybka i profesjonalna. Bardzo miłe miejsce.
W menu warto zwrócić uwagę na specjalność szefa kuchni: karkówkę suszoną na słońcu z sezamem, marynowanymi warzywami i sosem chili. Mięso jest nieco twardsze (to wynik suszenia, przypomina nieco beef jerky), jest pełne smaku, który długo pozostaje na języku. Świetna sprawa. Oczy swe nadobne zwróćcie też ku Tom Yam Kung – pikantnej zupie z krewetkami, jest kompletna w smaku, krewetki gdzieś na granicy między chrupkością a miękkością, wszystko się zgadza.
Na pewno warto też zamówić tu pad thaia, który był najlepszym spośród wszystkich wymienionych restauracji, bo zamawiałam go konsekwentnie w każdej jako jedno z flagowych dań kuchni tajskiej. Z resztą na liście dań Thai Select pad thai zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce. Ten w Thai Thai jest znakomity, przede wszystkim makaron zachował nieco sprężystości, co samo w sobie robi różnicę. No i mango sticky rice – również tutaj okazało się być najlepszym. Dawno nie jadłam w Polsce tak cudownie słodkiego mango, do tego fantastycznie kleisty, słodki ryż i naprawdę wiele więcej człowiekowi nie trzeba do szczęścia.
Gdzie?
pl. Teatralny 3, Warszawa
Thaisty, Warszawa
Nigdy nie kryłam swojej słabości do tej knajpy. Są tacy… łatwi w odbiorze i egalitarni. Prawie zawsze wszystkie stoliki są tu zajęte, więc dobrze zrobić wcześniej rezerwację. Szefowa kuchni regularnie jeździ do Tajlandii, skąd przywozi nie tylko inspiracje, ale i naczynia czy produkty. Oczywiście czasem zdarzają im się małe potknięcia, jak wszystkim, ale to nie ma dużego znaczenia.
Ich zupa z pieczonej kaczki to danie niemal legendarne i uważam, że to obowiązkowy punkt programu. Jest wspaniale głęboka, zgrabnie łączy i lekką słodycz i słoność, jest też odrobinę kwaśna. Krótko mówiąc – zapewnia mnóstwo wrażeń. Ze stałego menu świetnie wypada delikatna kacza pierś w tempurze, lecz warto mieć na uwadze, że to spora porcja. Lubię też ich sezonowe wkładki, ostatnio trafiłam na chrupiące kawałki boczku z woka podane ze szparagami i sosem ostrygowym. Czy ktoś kiedyś był w stanie oprzeć się chrupiącemu boczusiowi? No właśnie.
Gdzie?
pl. Bankowy 4, Warszawa
Basil & lime, Warszawa
Ta niewielka restauracja będzie dobrym miejscem na niezobowiązujące spotkanie ze znajomymi albo po prostu na lunch. Tak, jak we wszystkich pozostałych kuchnią zawiadują Tajowie, a obsługa jest uprzedzająco miła. Koniecznie zamówcie domową lemoniadę na zielonej herbacie – jest fantastyczna.
Kaczka w każdym wariancie jest tu w konsystencji miękkiego masła, koniecznie zwróćcie na nią uwagę. No, hit! Zarówno ta grillowana podana na sałatce z mango z prażonymi nerkowcami, czerwoną cebulą i w sosie tamaryndowym, jak i ta pieczona podawana ze smażonym makaronem ryżowym, bakłażanem, cukinią i tajską bazylią. Kaczka w Basil & lime to rozkosz. Spośród wielu dań jak diament lśnią też pierożki Dim Sum o cieście delikatnym jak tchnienie i atomatycznym nadzieniu.
Z menu wegetariańskiego polecam Wam podsmażany ryż z nerkowcami, ananasem, marchewką, dymką i tajską bazylią. Pozornie składniki nie brzmią szczególnie ciekawie, ale samo danie ma taka właściwość, że im dłużej je jesz, tym bardziej chcesz jeść dalej.
Gdzie?
ul. Puławska 27, Warszawa
Why Thai, Warszawa
Powiedziałabym, że to miejsce casualowe, dobre na lunch albo kolację ze znajomymi. Ciekawostką jest to, że za dobór win odpowiada tu Robert Mielżyński, więc macie pewność, że te będą dobre. Wnętrze jest lekkie, proste, bardzo europejskie.
Dwie rzeczy powaliły mnie na kolana: tutejszy sos orzechowy i jagnięcina. Ten sos! Za ten sos można się dać pokroić. My domawialiśmy jeszcze porcję, bo to jest absolutne cudo. W Polsce nigdzie nie jadłam lepszego. Z kolei jagnięcina z massaman curry to sama delikatność. Giczka podana jest z chipsami z ziemniaka truflowego i orzechami ziemnymi, przyprawiona nieco inaczej, niż zwykle przyprawia się w Polsce, a o jej delikatności możnaby napisać poemat – mięso idealnie odchodzi od kości, rozpada się na kawałki i rozpływa na języku.
Menu jest na tyle różnorodne i obszerne, że każdy znajdzie coś dla siebie. Na pewno warto wziąć pod lupę zwinięte w ślimaczki grillowane kalmary podane z salsą z mango i marakują – to świetne, proste danie, w którym zgrabnie równoważą się smaki słone, słodkie i lekko kwaśne, a kalmary są miękkie i delikatne. Kolejny jasny pukt w menu to marynowana wołowina, z wierzchu ledwie muśnięta temperaturą, następnie krojona na nieco grubsze plastry i podana z lotosem, imbirem, kolendrą i melonem.
Gdzie?
ul. Wiejska 13, Warszawa
Woo Thai Restaurant, Wrocław
Woo Thai jest fajne – świetne wnętrze łączące w sobie kilka walorów: nowoczesność, przytulność i tajskie akcenty. Mówi się, że to najlepsza tajska restauracja we Wrocławiu i jeśli na tajskie, to właśnie tu. Na parterze znajdziecie też wydanie mocno street foodowe, gdzie zjecie kilka dań na jednorazowych talerzykach, ale dziś mówimy o przybytku na pięterku.
Sam budynek może nie jest szczególnie reprezentacyjny, jednak wnętrze rekompensuje to wrażenie z nawiązką. Podoba mi się też dbałość o wygląd dań, fajnie dobrana zastawa i żywe kolory, które jednoznacznie kojarzą się ze słońcem i dobrą pogodą. Tutaj wyślę Was przede wszystkim na owoce morza, choć warto spróbować też smażonych warzyw (rzadko spotykane w menus Morning Glory czy przyjemnie chrupiący korzeń lotosu). Woo Thai umie w owoce morza. W każdym daniu są delikatne jak marzenie, nigdy przeciągnięte. Przychylnie więc spójrzcie na nieco pikantne smażone kalmary z ananasem, a odwdzięczą Wam się naprawdę miłymi wrażeniami.
Gdzie?
ul. Grunwaldzka 67, Wrocław
Woo Thai Street Food, Wrocław
Woo Thai karmi w kilku lokalizacjach, ale tylko dwie tu wymienione posiadają certyfikat Thai Select. Lokal na Hubskiej, jak “street food” w nazwie wskazuje, nie jest miejscem wyszukanym, raczej wpadnijcie tu ze znajomymi na luźny posiłek. Warto mieć na uwadze, że ten lokal ma certyfikat przyznawany nie restauracjom, a miejscom street foodowym, a więc wymagania są nieco inne. Tak więc na elegancką kolację wybierzecie Woo Thai Restaurant, a tu wpadnijcie na sajgonki i przyjemną posiadówę ze znajomymi.
Gdzie?
ul. Hubska 74, Wrocław
Samui, Kraków
Pierwszy raz jadłam tu kilka lat temu. Do Samui wysłali mnie znajomi, wówczas uznawane było za najlepsze tajskie w Krakowie. I chyba nadal tak jest. Wiele się tu od tego czasu nie zmieniło, również w menu. To dobrze, nie ma nic złego w stałości, choć z drugiej strony odrobina fantazji choćby w sezonowej wkładce jest mile widziana.
Z klasyków pochylcie się nad satayem z kurczaka, który jest soczysty i delikatny, naprawdę wart uwagi. Z kolei Tom Kha, czyli zupa na mleku kokosowym z krewetkami jest tak subtelna w smaku, że nawet dałam dzidziutkowi do spróbowania. W sumie ciężko mi rozsądzić czy jest to jej atut czy może wprost przeciwnie. Jeśli obawiacie się pikantnych smaków, które tak jednoznacznie kojarzą się z kuchnią tajską, to ta zupa Was ugłaszcze.
Ale pod żadnym pozorem nie pomijajcie fenomenalnej sałatki z mango, nerkowców, kolendry i czerwonej cebuli. O jakież to jest cudo! Jest leciutka, szalenie orzeźwiająca, taka bardzo, bardzo letnia. Fajnie przygotowują też krewetki – zarówno te w pad thaiu, jaki w liściu bananowca. Są chrupko-miękkie, soczyste i po prostu smaczne.