Kiedy jechaliśmy do Rzeszowa na okoliczność dobrej knajpy zindagowałam kilka osób. Większość poleciła Kuk Nuk, dwie zastrzegły, że tutejsza kuchnia nie jest równa. Możliwe. My trafiliśmy świetnie i nie zawaham się powiedzieć o tym głośno.
Rzeszów się zmienił. Przez ostatnie lata traktowaliśmy go po macoszemu, jako punkt na mapie w drodze w Bieszczady. Duży błąd. Dziś Rzeszów to piękne miasto z odnowioną starówką i uroczym rynkiem. Chętnie wpadnę tu jeszcze wiele razy. W samym tylko centrum jest przynajmniej kilka knajp, które ściągają oko i kuszą pięknymi wnętrzami, nie odstając w tym względzie ani na jotę od warszawskich standardów.
Kuk Nuk to kawał knajpy urządzonej prosto, ale ze smakiem. Mają dużą, otwartą kuchnię, do tego świetnie wyposażoną. Mają też dobrą obsługę i naprawdę fajne jedzenie. Może karta jest rzeczywiście trochę przydługa, ale rozumiem w niej obecność burgerów – ludzie ich chcą, ludzie dostają.
Na początek zamawiam tatara z sezonowanej polędwicy wołowej rasy Hereford (29 zł), choć moją uwagę ściąga także carpaccio z gęsi (25 zł). Podoba mi się, że menu do każdego dania podpowiada odpowiednie wino i podaje cenę zarówno za kieliszek, jak i za butelkę. Tatar jest idealny, mięso zostało posiekane dokładnie tak, jak lubię, więc wciąż czuć jego strukturę, wmieszano w nie odrobinę krojonego w kostkę i miło chrupiącego ogórka kiszonego. Towarzyszą mu także klasyczne dodatki: tylko odrobina krojonej w kostkę cebuli, spajające wszystko w całość żółtko i pikantna musztarda. Tatar wymiata.
Moim drugim wyborem jest krem z topinamburu (13 zł). Ilekroć jem taką zupę myślę sobie, że już naprawdę powinnam kupić Thermomix. Krem jest rzeczywiście kremowy i na pierwszy plan wybija się orzechowy, jednoznaczny smak słonecznika bulwiastego, ale miłym akcentem jest znakomity, jakościowy olej rzepakowy. To taki miły ukłon w stronę polskich produktów. Znajdujemy go także w miseczce obok wypiekanych na miejscu pszennych bułeczek.
Na koniec policzki wołowe (39 zł). Bo tak, bo lubię. Samo mięso przygotowane metodą sous vide jest bardzo smaczne i dość soczyste. Na talerzu towarzyszy mu pieczona pietruszka, puree z ziemniaka, w moim odczuciu zbyt gorzki sos z czerwonego wina i słodkie, znakomite puree z buraka. Gdyby zabrakło tego ostatniego, nuty sosu z czerwonego wina zdominowałyby talerz, ale jednak odnajduje tu piękną równowagę.
Słowo o produktach – rozmawiałam z szefem kuchni, Maćkiem Stankiewiczem, stąd wiem, że pracują tak, jak wszyscy normalni w tym kraju – szukają dobrych produktów, starają się bazować na tym, co sezonowe i lokalne. Kuk Nuk jest knajpą, która przeniesiona do Warszawy funkcjonowałaby znakomicie, nie różniąc się od modnych miejsc ani wystrojem, ani menu. Proszę bardzo, Rzeszów. Da się? Da się!