Mam dużą frajdę z tworzenia tego tekstu, bo Kos zachowam we wdzięcznej pamięci jako miejsce, które mnie świetnie podkarmiło – serdecznie, smacznie, często z bajecznym widokiem. Przepadam za kuchnią grecką w takim właśnie wydaniu i mam nadzieję, że idąc moim tropem też tych wspaniałości doświadczycie.
Jak już pisałam wcześniej tym razem Grecja przydarzyła nam się w konfiguracji 2+2, do tego w niepewnym czasie korony i dlatego właśnie zdecydowałam o wyjeździe z Itaką, nota bene partnerem również tego wpisu. Mając na pokładzie dzieci nie chciałam żadnych perturbacji związanych z powrotem i faktycznie – wszystko poszło gładko, o czym więcej przeczytacie w tym wpisie. Kos wybrałam z ciekawości, nigdy wcześniej na tej wyspie nie byłam. I to był dobry strzał, bo wyspa jest niewielka, łatwa do ogarnięcia również z małym dzieckiem, ale mimo swoich niewielkich rozmiarów kryje wiele perełek.
Wiadomo, że każda grecka wyspa jest inna. Bardzo tę różnorodność sobie cenię. Kos, ze względu na swoją historię i bliskość Turcji oferuje całkiem sporo wrażeń. Na wyspie znajdziecie restauracje, które swobodnie mieszają kuchnię grecką i turecką, są też takie, które oferują tradycyjne dania obu. Nic, tylko próbować!
Jeśli chodzi o produkty, które warto stąd przywieźć, to oczywiście oliwę, jak zawsze z Grecji, ale są też dwa bardzo ciekawe i koniecznie zwróćcie na nie uwagę: to syrop cynamonowy i dżem pomidorowy. Z syropu robi się coś w rodzaju słodkiej lemoniady, jest naprawdę smaczna. Ktoś powiedział mi, że dobrze wpływa na jelita, choć tego nie wiem na pewno. Z kolei dżem pomidorowy (czy też konfitura), to rzecz zupełnie inna, niż przetwory z pomidorów, które znamy i warto kupić słoiczek choćby po to, by zaspokoić ciekawość.
A teraz przejdźmy płynnie do adresów, które udało mi się sprawdzić. Na Kos spędziłam tylko tydzień, więc lista nie jest nieskończenie długa i jeśli macie swoje sprawdzone adresy, to dopiszcie je, proszę, w komentarzach. Jestem przekonana, że wiele osób skorzysta z Waszych poleceń. Jedziemy!
Mummy’s cooking
Niewielka rodzinna tawerna w bocznej uliczce. Nie ma wyjątkowego widoku, raptem kilka stolików w środku i kilka przy ulicy. Rzeczywiście gotuje tutaj mama, a syn obsługuje gości. Cudna, domowa kuchnia bez zbędnych komplikacji. Nie ma tego adresu w internetowych przewodnikach, polecił nam to miejsce taksówkarz, gdy zapytałam gdzie chodzi jeść z rodziną i przyjaciółmi. Znajdziecie tu serdeczną atmosferę i świetne jedzenie. Szczególną uwagę zwróćcie na dolmę, czyli greckie gołąbki. Tu, o dziwo, nie w liściach winogron, lecz w liściach białej kapusty, zupełnie jak u nas. Są przepyszne!
Gdzie?
Bouboulinas 13, 85300 Kos
Fish House Taverna
Miejsce tak po grecku śliczne, że nie mogłam przestać robić zdjęć. Białe ściany, błękitne krzesła, w przesmyku między budynkami widok na port. Chyba dość lubiany adres, bo ludzie przychodzili tylko po to, by zrobić rezerwację na kilka dni do przodu. Świetne mule saganaki i typowo greckie przystawki. Jeśli zdecydujecie się na ośmiornicę z grilla, to miejcie na uwadze, że będzie raczej twarda, bo po wyspiarsku suszona na słońcu. Powiedzmy, że takie kocham trochę mniej, ale to kwestia upodobań.
Myślę, że Fish House Taverna to jedno z bardziej urokliwych miejsc w mieście Kos, z tego co wiem również jedno z najchętniej fotografowanych i choćby dlatego warto ją mieć na liście.
Gdzie?
Martiou Street 25, 85 300 Kos
Taverna Mike
Knajpa znana, pojawiająca się w większości zestawień. Leży spory kawałek od centrum miasteczka, ale na brak gości nie narzeka. Mike z nazwy jest obecny na pokładzie, choć pochodzi z Rodos, to korzenie zapuścił na Kos. Chętnie podpowie co aktualnie ma świeżego i dobrego. Mnie zachwyciły mule w kremowym, gęstym sosie opartym na białym winie i śmietanie. Warto też pytać o świeże ryby, bo tu każdego dnia może się pojawić coś innego. Z historii sympatycznych: gdy zapytaliśmy o postój taksówek Mike zaproponował, że odwiezie nas do hotelu. I tak mieliśmy wycieczkę pick upem z wózkiem na pace. Mistrz pijaru!
Gdzie?
Lambi, Kos
Taverna Old Pyli
Obawiam się, że z tego adresu już nie skorzystacie, chyba że jeszcze w tym sezonie. A szkoda, bo miejsce wspaniałe i wybierając się w góry warto tu wstąpić. Jest rozległy taras z genialnym widokim, nad nim parasol z białych i ciemnych winogron słodkich jak miód i taka maniana w powietrzu, taka powolność cudowna… Nie dostałam menu, choć być może jakieś jest. Właściciel, starszy pan, po prostu wyszedł i zapytał co lubię. Stanęło na grillowanych kalmarach podanych najprościej – z oliwą i pietruszką. Cudny obiad. A na deser kiść winogron wprost znad głowy. Pokazywałam Wam na stories, jak je dla mnie zrywał. Niestety historia pewnie się skończy, bo z powodu korony gości w tym sezonie było jak na lekarstwo, właściciel nie mogąc sobie pozwolić na zatrudnienie pomocy sam obsługuje gości i sam gotuje. Powiedział mi, że jest po prostu zmęczony i zamierza przejść na emeryturę. Szkoda.
Gdzie?
Paleou Piliou, Pili 853 00
Kali Kardia
O tym miejscu piszę Wam nie z powodu jedzenia, bo jedzenie jest tu w najlepszym wypadku przeciętne. Kali Kardia to ouzeria położona tuż przy porcie w Mastichari, nota bene bardzo fajnym miasteczku z szeroką plażą i niezłym wyborem knajp i barów. Piszę Wam o tym miejscu ze względu na jego klimat. Mamy tu wszystko, co na pocztówkach z Grecji: niebieskie krzesła i białe obrusy, kilku stałych bywalców ćmiących papieroski i pociągających ze szklaneczek ouzo oraz pewną niedbałość we wszystkim. Nie ma tu nic z nowoczesności, nie jest tu “cool”, nie można też powiedzieć, że to miejsce ma “fajny vibe”. Jest takie, jakby czas się zatrzymał. Dlatego fajnie zatrzymać się tu na szklaneczkę ouzo.
Gdzie?
Przy porcie w Mastichari
Agios Theologos Restaurant
Jeden z najlepszych posiłków w czasie tego wyjazdu. Oprócz tego, że lokalizacja jest przecudna, wysoko nad plażą, że widok zapiera dech, że jest to część wyspy, która podobała mi się zdecydowanie najbardziej, to jedzenie jest tu zwyczajnie pyszne, a porcje gargantuiczne. Byłam sama z Dzidziutkiem, który i tak by nie pomógł, bo akurat ucinał sobie drzemkę, więc poprosiłam o niewielki przegląd przystawek. Dostałam talerz wypełniony taką ilością dobroci, że spokojnie mógłby być daniem głównym dla dwóch osób. Był tam wspaniały ser kozi, taramosalata, tzatziki, pasta czosnkowa, panierowane i smażone w głębokim tłuszczu plastry bakłażana i cukinii, wspaniałe placuszki z grochu i mięty i chyba najlepsze oliwki, jakie jadłam w życiu. Oraz najmniejsze. No, cudo!
Opatrzność jednak nade mną czuwa, bo do smażonych kalmarów poprosiłam tylko trochę zieleniny, a nie frytki lub coś podobnego. Porcja i tak okazała się niemożliwa do przejedzenia, a kiedy się poddałam, to wierzcie mi – serce krwawiło. Oto bowiem są kalmary doskonałe! Nie z paczki, tylko z morza, krojone w grube, mięsiste okręgi, chrupiące i delikatne jednocześnie. Wspaniałość!
Tu warto zaplanować sobie na przykład popołudnie z obiadem w Agios Theologos i plażowaniem.
Gdzie?
Agios Theologos Beach, Kefalos
Lovely Bar
Jest to cudo, zaprawdę powiadam Wam. Położone na klifie nad piękną plażą, oprócz knajpki nie ma tu kompletnie nic. Zapamiętacie, by przyjechać tu na kolację i zachód słońca. Albo na obiad-plażowanie-kolację i zachód słońca. To jest naprawdę magiczny kawałek tej uroczej wyspy.
Menu jest króciutkie, gotowanie bardzo domowe, a produkty pierwszorzędne. Ryby przypływają rano, warzywa w dużym stopniu pochodzą z upraw właścicieli, no i jadłam tu zdecydowanie najlepszą sałatkę grecką podczas tego wyjazdu – z pomidorami pachnącymi słońcem, z pyszną oliwą i serem “od chłopa”. Do tego ten widok, ten klimat luźno-barowy, ta serdeczność. Bo to również jest rodzinny biznes, do tego umiarkowanie legalny, więc bądźcie cicho, po prostu grzecznie tam zjedzcie, podpiszcie się na ścianie jak wszyscy inni i cieszcie się, że takie miejsca są. Wieczorami trafia się muzyka na żywo i wierzcie mi – atmosfera tego miejsca jest niepodrabialna.
Gdzie?
Magic Beach (wpiszcie w Google Maps)
Dikeos
Kiedy już udacie się w góry, aby w Zia zobaczyć ten osławiony zachód słońca, bo przecież robi to każdy turysta, to przychylnym okiem spójrzcie na restaurację Dikeos. Wiem, że wszystkie przewodniki będą Was kierować do Tawerny Oromedon, która dysponuje najlepszymi widokami w wiosce, ale też jest trochę turystycznym kołchozem. Kawałek dalej bardzo fajnie karmi rodzinny Dikeos, spróbujecie tu też miejscowego przysmaku – lemoniady z syropem cynamonowym (na zdjęciu). A w ogóle to odpuśćcie sobie ten zachód słońca, bo wieczorem do Zia ściąga wielka fala turystów. Wybierzcie za to jeden z dwóch powyższych adresów. Będą Państwo zadowoleni.
Gdzie?
Przy głównej uliczce w Zia (jest tylko jedna, więc znajdziecie)
Ode mnie to tyle, chętnie poczytam o Waszych odkryciach, bracia i siostry w miłości do dobrej paszy 😉
Ściskam!
Magda
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Będzie mi miło jeśli go udostępnisz szczególnie, że zjadłam to wszystko prawie całkiem sama, a jak wiadomo od udostępnień się chudnie.