Tržiště 23/555
Praha 1 – Malá Strana
Może dojść do małego nieporozumienia jeśli chodzi o nazwę – jak widzcie niżej – Všebaráčnická Rychta, natomiast na stronie to Baráčnická Rychta. Jest to ten sam lokal. I warto go poznać.
Sam lokal nie zachęca – nie jest ani ładnie, ani milusio, kelnerzy (jak prawie zawsze w Czechach) są opryskliwi i demonstrują na każdym kroku jak bardzo mają cię w dupie, tak po prostu jest i należy się z tym pogodzić. Jeśli te niedogodności wliczymy w koszty, założymy że nie ma o co drzeć szat, to zapewniam, że traficie do kulinarnego, no, przynajmniej przedsionka raju. I proponuję nastawić się raczej na tłuste i mięsa, panie na diecie będą rozczarowane.
Jedziemy:
Zupa czosnkowa – symfonia i poezja w jednym, rozkosznie tłuściutka, niezbyt pikantna, pyszna.
Przystawki, czyli różne dziwne salcesony, mięsa w galarecie, kiełbasa z (zawsze obecną) musztardą i chrzanem. To już trzeba lubić, ja nie lubię, więc się nie ekscytuję.
Czarna polewka, czyli coś dla amatorów horroru.
Camembert przekładany paprykowym ostro-kwaśnym confit.
I tu dochodzimy do punktów, które mi robią. Smażony ser – jestem fanką – bardzo dobry. Może trochę za gruba panierka, ale rozpływa się jak żaden inny. Na dobrą sprawę już tutaj moglibyśmy poprzestać, ale nie.
Dalej mamy połowę kaczki – bardzo smaczna, zostały tylko kosteczki. Miękka i wilgotna w środku, ze zrumienioną, chrupiącą skórką, świetnie przyprawiona.
Gulasz na ostro, bardzo aromatyczny, a ten sos… W sam raz do maczania chleba. Smaczne to wszystko, rozpustnie smaczne.
I mój faworyt – żeberka w miodzie. Genialne, mięso miękkie, rozpływające się w ustach, przełamane dobrze dobranymi przyprawami i chrupkością wierzchu.
Na pierwszym planie zapiekanka z ziemniaków i beszamelu – bardzo smaczna, a w tle knedle – rozpływające się w ustach i wściekle sycące.
Na koniec wersja na słodko – ze śliwką w środku, makiem i bitą śmietaną. Trudno nam było złapać oddech, więc nie zjedliśmy do końca.
To nie jest miejsce, do którego idziesz na sałatkę. To nie jest miejsce, do którego idziesz zaspokoić głód. To jest miejsce, do którego idziesz się nieprzyzwoicie najeść, nażreć do pęknięcia. Miejcie to na uwadze i nie jedzcie tego dnia śniadania. Właściwie tu się nie należą świnki, a prosięta. Pięć tłustych prosiąt.
Ceny ludzkie, choć żaden rachunek się nie uchował. Takie dla Czechów, nie dla turystów.
Magda