Klasę hotelu wyznaczają dla mnie trzy proste sprawy – wygodne łóżko, dobre śniadania i lokalizacja. Wszystkie trzy są dość oczywiste i nie wymagają szerszego omówienia. A jeśli przy tym wszystkim jest to hotel, z którego nie chce się wychodzić, to jest idealnie.
Zanim jeszcze sprawdzę widok z okna i łazienkę najpierw kładę się na łóżku i już wiem, że tu wypocznę. W 511 zapadam się w łóżko jak w puch. Dosłownie. To ten przypadek, kiedy po powrocie do domu nie będę całowała naszego genialnego materaca za miliony monet. Wiem też, że największym bólem będzie poranne wstanie z łóżka. I nie mylę się. Z wieloma rzeczami trudno mi się było tutaj rozstać, ale z łóżkiem najbardziej, więc przykry obowiązek przesuwania budzika o kolejne dziesięć minut spadł na Jacka. A później znowu dziesięć minut. I jeszcze dziesięć.
Szczęściem mają też znakomite śniadania, więc ból poranka można dość łatwo złagodzić. W dużym stopniu pracują na lokalnych produktach i bufet śniadaniowy może nie jest nieskończenie długi, ale za to pyszny od początku do końca. Szczególnej uwadze polecam domowe pasztety i wypiekany specjalnie dla 511 chleb z cudnie chrupiącą skórką. Jest też sporo warzyw i owoców, a to dla mnie ważne. Przez cały dzień serwują też koktajle w hotelowym lobby.
Wybierasz więc co ci pasuje i z miejsca łapiesz totalnego leniwca: siedzisz na tarasie, popijasz kawę, gapisz się na białe skały w naturalny sposób wyznaczające granice hotelowego ogrodu… I wcale nie czujesz potrzeby, by robić cokolwiek innego niż to, co właśnie robisz.
Tu nie ma płotów ani zasieków. Skały witają cię przy wjeździe, włażą do wnętrza i przypominają, że jesteśmy w Jurze. Jest przestrzeń, psy biegają samopas, możesz też z nimi przyjść na śniadanie czy obiad i nikt cię nie wygoni. A warto, bo od niedawna kuchni szefuje Oliwia Bernady, świetna dziewczyna, kompletnie zafiksowana na jakościowym produkcie i dobrym smaku. Nie kombinuje przesadnie na talerzu, bardziej skupia się na tym, by było sezonowo, świeżo i przede wszystkim smacznie. Mieliśmy okazję spróbować dań z jej nowego menu i przed królikiem klęknęłam. Serio. A później pocałowałam Oliwię w rękę.
W tym roku mają swoje zioła, ale wiem, że planują już warzywnik. Szalenie doceniam takie podejście, bo wiem, że jest znacznie trudniejsze, niż standardowe złożenie zamówienia w firmie X. I to naprawdę fajne, kiedy nie musisz szukać miejsca na dobrą kolację, bo masz je pod nosem.
Nie wiecie jeszcze jednego o 511 – mają świetną, źródlaną wodę, którą są wypełnione nie tylko karafki na stołach, ale również… basen. A jeśli chcecie do tego masaż, to pamiętajcie, by na wizytę w hotelowym SPA umówić się z dwutygodniowym wyprzedzeniem, bo cieszy się sporym wzięciem. Co prawda udało mi się wbić w jedyną wolną godzinę, ale nie obiecuję, że też będziecie mieli tyle szczęścia.
Podoba mi się to, jak sam budynek wkomponowany jest w krajobraz. Kompletnie nie widać jego rozmiarów, przysiadł gdzieś między skałami, wtopił się w nie i skromnie szpcze: “Wpadnij, jestem fajny”. Od Zamku w Ogrodzieńcu dzieli go kilka minut spaceru przez las. To świetna okolica nie tylko na spacery czy wypady rowerowe, ale również idealna do uprawiania wspinaczki.
Idę więc w niedzielny poranek na spacer z psami, Jacka zostawiam na warsztatach. Robi tatar ze strusia, a gdzie jest ostry nóż, surowe mięso i dzielny facet, tam nie należy zadawać głupich pytań. Przechodzę więc między skałami i idę ścieżką. Po chwili kończy się las i otwiera panoramiczny widok na Zamek. Spadają mi kapcie i dopiero do końca dochodzi do mózgu, jak genialnie zlokalizowany jest ten hotel. Przysiadam na kamieniu, pasę oczy widokiem, psy zawierają nowe znajomości, a ja powoli zbieram się w sobie, by wrócić i sprawdzić jak braci blogerskiej idzie pichcenie.
Fajnym pomysłem jest też zabranie dzieciaków na pobliską fermę strusi lub nad stawy, gdzie hodowane są pstrągi i jesiotry, by naocznie sprawdzić skąd pochodzą ryby i mięso trafiające na stół w 511. Czasem okazuje się też, że nie trzeba być dzieckiem, aby mieć ubaw po pachy.
Jeśli lubicie weekendowe wypady w Polskę tak jak my, to 511 jest na liście obowiązkowych miejsc. Dostaniecie tam wszystko, a nawet więcej: świetną kuchnię, przyjazną obsługę, cudownie wygodne łóżka, czyste powietrze, zapierające dech w piersiach widoki i cały szereg atrakcji dla dużych i małych podróżników. I dla tych kudłatych też.
3 Responses
a gdzie fotka autorki? 🙂
Klisza pękła i nie dało się wywołać 😉
tak czułem 🙂