Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Cafe la Ruina – smutna sałatka i kiepska pho /Poznań

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

W liceum wszyscy byliśmy hipsterami, tylko nie wiedzieliśmy, że tak to się nazywa. Chadzaliśmy do takich knajp jak Cafe la Ruina, piliśmy piwo i wyglądaliśmy jak obdartusy. Oczywiście to wszystko było zamierzone. Do dziś pamiętam minę ojca, jak zobaczył artystycznie poszarpane dziury w nowych Levisach. Taka była moda, sorry, tato. Nigdzie w Poznaniu nie widziałam takiego zagęszczenia hipsterów w kapelutkach, jak w okolicach tej knajpy.

Nazwa jest trafiona w punkt, natomiast o jedzeniu słyszałam bardzo skrajne opinie. Jedni bardzo chwalili, inni bardzo narzekali. No to poszliśmy sprawdzić, kto miał rację.

Nie wiem czy tak ma być i tak jest zawsze, czy to może był wyjątek od reguły, ale z zamówieniem skierowano nas do sąsiedniej, siostrzanej knajpki o nazwie “Raj”. Też sympatyczna dziupla. Mieli dostępne tylko trzy potrawy, więc zamówiliśmy wszystkie i wróciliśmy do swojego stolika w Ruinie. Inspiracje kulinarne przyjechały z właścicielami z podróży, a krótkie opisy poszczególnych potraw dostajemy na pocztówkach. Rewelacyjny pomysł.

Zaczynamy od Pho Bo Hanoi (28 zł.). Wietnam. Nie napiszę, że jestem koneserem zupy pho, ale naprawdę ją lubię i cenię bardzo umiejętne jej przygotowanie. Znam pewien wietnamski bar, który serwuje fenomenalną pho. Tu w pozbawionym jakiegokolwiek charakteru bulionie pływają śladowe ilości suchej, twardej jak podeszwa wołowiny. Nie pomaga też szczypiorek, kolendra czy tajska bazylia. Ta zupa smakuje jakby ją ugotowano trzeci raz na tych samych kościach. Właściwie nie smakuje. Wiem, wygląda nieźle. Też się dałam nabrać, a później spróbowałam.

IMG_4421Dalej pojawia się arabska sałatka z halloumi, winogronami i granatem (22 zł.). Maroko, Algieria, te okolice. Najpierw wykopuję nieprzebrane ilości sałaty lodowej, która wraz z rukolą stanowi wypełniacz i 95% treści na talerzu. Sałato lodowa, jakże ja cię nie szanuję… Halloumi jest suchy, a pozbawiony wyrazu sos na bazie syropu z granata właściwie nie wpływa na nic, bo jest go zdecydowanie zbyt mało, aby w ogóle zaznaczył swoją obecność, do tego sześć oliwek Bardzo smutna sałatka. Nie zjadamy nawet połowy.

IMG_4418-001Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem. A najmniej rozumiem zachwyt kuchnią tego miejsca. Podobno mają fenomenalne ciasta, lecz tych nie próbowaliśmy. Sernik wyszedł, więc może następnym razem. Nie wiem jak wyglądają właściciele, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy tego dnia byli na miejscu, ale wieść gminna niesie, że jedzenie jest dobre wtedy, kiedy są na pokładzie, natomiast podczas ich nieobecności bywa różnie.

Na koniec Pad Thai (28 zł.). Tajlandia. Wreszcie jest lepiej, ale tylko trochę. Oprócz makaronu ryżowego, menu zapewnia, że znajdziemy tu również tofu, jajko, kiełki fasoli mung, orzeszki ziemne oraz to samo, co w zupie pho: szczypior, kolendrę, chili i limonkę. Jajka nie ma, a przewaga dość twardego makaronu nad całą resztą jest miażdżąca, jednak lekko pikantny smak próbuje się bronić. Musimy trochę doprawić po swojemu, ale kiedy dziewczyna siedząca przy sąsiednim stoliku pyta, co warto zamówić, wskazuję właśnie na pad thai. Dużo hałasu, mało treści, ale to wciąż najlepsze danie, jakiego tutaj spróbowaliśmy.

IMG_4414

Cafe la Ruina to naprawdę fajna, klimatyczna dziupla. Co prawda trzeba lubić taki klimat, aby się w nim odnaleźć, ale z pewnością odróżnia się od innych tego typu miejsc. Jest masa hipsterów, na których zawsze patrzę przychylnym okiem, bo klient w kapelutku jest mniej awanturujący i w ogóle jakoś tak pozytywnie do świata nastawiony. Mają przemiłą obsługę, ładną ceramikę i rozczarowująco marne jedzenie. Szkoda.

pigs3

Magda

Info

fb
ul. Śródka 3, Poznań

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

7 Responses

  1. No niestety nie mogę się zgodzić. Byłam ostatnio w tym miejscu po raz pierwszy w życiu i nigdy nie zapomnę smaku tego co dostałam na talerzu, a był to Khao Pad i Pho Bo Ha Noi 🙂 Poza tym niezwykle wnętrze i klimat miejsca sprawiły, że raczej na długo zostaną w mojej pamięci. Czyżby syndrom udanego weekendu w Poznaniu? 😉

  2. W zupełności zgadzam się powyższą opinią. Klimat, obsługa naprawdę bez zarzutu. Jedzenie- nijakie. Danie włoskie bardzo mocno mnie rozczarowało. Czuć było tyko smak mącznego placka i na tym koniec. Ani pesto ani serka nie było czuć ani trochę. Tworzyły kremowy sos lecz totalnie bez smaku. Jestem na nie. Być może kiedyś tam wrócę spróbować kanapek/burgerów ale nie w najbliższej przyszłości. Jadłam tam też sernik mango i był bardzo dobry. Dla tych słodkości rzeczywiście warto odwiedzić tę miejscówkę. I jak na razie tylko dla nich bo na próbowanie ichniejszych dań obiadowych ochota mi mocno przeszła.

Dodaj komentarz