W Warszawie sporo knajp ma bajgle, zwłaszcza w ofercie śniadaniowej. I oczywiście zdania są podzielone, jedni twierdzą, że takie jak w Stanach, inne że zupełnie nie, najgłośniej jak zwykle krzyczą ci, co w dupie byli i tak dalej. Dziś proponuję Wam wycieczkę znacznie krótszą, niż najkrótszy nawet lot do Nowego Jorku. Dziś wybierzemy się na cudowne bajgle do… Szczecina.
Nie jestem specem od street foodu, fast foodu i food trucków. A o nich słyszałam. I to już całkiem dawno. Skoro więc przydarzył nam się tranzyt przez to jakże piękne miasto – to ciach. Śniadanie na kolację. Boleję bardzo, że nie został im już żaden wybór ciast, bo wróbelki ćwierkają, że te mają wyborne. Wciągnęliśmy tylko po kawałku prostego, domowego ciasta na kruchym maślanym spodzie, z truskawkami i kokosem. Było doskonałe – niezbyt słodkie, wakacyjne i takie domowe, że aż coś w serce kłuje.
Tym razem byliśmy tylko we dwójkę, więc zjedliśmy zaledwie dwa bajgle. Ale jak zobaczycie je na zdjęciach, to zrozumiecie, czemu tylko dwa. Ja zdecydowałam się na wersję Full Monty (12 zł) z jajkiem sadzonym, bekonem, serem żółtym, liściem sałaty i majonezem. Poza przeciągniętym jajkiem uwag nie mam, ale milej byłoby, gdyby żółtko wypływało z kanapki po rozgryzieniu.
Jacek poszedł szeroko i zdecydował się na Ruben Bagel (30 zł) z podwójną porcją pastrami, ementalerem, kapustą kiszoną i sosem rosyjskim. No, tu można oszaleć. Pastrami biorą z Pastrami Deli, więc jest zawsze jednakowo dobre i soczyste. Uwaga techniczna – mięso w naszej kanapce było krojone wzdłuż włókien, więc te miały niewdzięczną tendencję do wchodzenia między zęby. Pastrami należy kroić w poprzek włókien, wtedy plastry są delikatne i kruche. Ale ponieważ podzieliliśmy się tym spostrzeżeniem jeszcze na miejscu, to pewnie będą już kroić dobrze. Generalnie obie kanapki bardzo smaczne, ale ta z pastrami i tak wygrywa. Kanapka z pastrami zawsze wygrywa. Zwłaszcza z podwójnym. No, kaman!
I na koniec bułki, choć powinno być ciasto z truskawkami i kokosem, ale było tak smaczne, że musiałam od niego zacząć. Bułki to jest najmocniejszy element tego konceptu, bo bajgle podawać może każdy, ale nie każdy może je piec. Tu do wyboru jest kilka i to ty decydujesz jaką bułę dzisiaj wsuniesz. Mają do wyboru następujące wersje: z makiem, sezamem i solą morską, z cebulką, z sezamem, z parmezanem i oregano, z czosnkiem i rozmarynem oraz z płatkami owsianymi i ziarnami. Niezły wybór, nie sadzicie? Ich bajgle są ciężkie, zwarte, treściwe i bardzo smaczne.
Nie będę się ekscytowała, że mają bajgle jak w Stanach. Jadłam co prawda bajgle i w Nowym Jorku i w Bostonie, i w Los Angeles, i w Miami, i w paru innych miejscach, ale jakimś niebywałym ekspertem od bajgli nie jestem. Napiszę tylko, że w wielu wypadkach były słabsze, niż te u Króla Jana. Znacznie słabsze. A to chyba dobra wiadomość, prawda?
Niech to szlag… I co narobiłaś Pani Magdo? Muszę teraz jechać do Szczecina. Polowałam na foodtrack z bajglami – nie trafiłam, a teraz jak mam polecone, do tego wyglądają obłędnie to muszę jechać. Dobrze, że przeczytałam notkę o Rugii. Będę miała po drodze 😉 Zaplanowałaś mi wakacje, kłaniam się 😉
2 Responses
Niech to szlag… I co narobiłaś Pani Magdo? Muszę teraz jechać do Szczecina. Polowałam na foodtrack z bajglami – nie trafiłam, a teraz jak mam polecone, do tego wyglądają obłędnie to muszę jechać. Dobrze, że przeczytałam notkę o Rugii. Będę miała po drodze 😉 Zaplanowałaś mi wakacje, kłaniam się 😉
Ja też zacznę od niech to szlag. W Jastrzębiej jestem. Z dziećmi. Bez dzieci wsiadłabym w auto i pojechała te bajgle skosztować 😉