Ciekawa jestem czy temat ramenu się kiedyś wymydli. Pamiętam, jak dwa czy trzy lata temu marzyłam o takim wyborze, jaki mamy dziś. Pierwszy ramenowy ranking zajął mi pół roku ciągłych powrotów do kilku miejsc i dawania kolejnych szans. Dziś byłoby łatwiej.
Z premedytacją z wizytą w Yatta poczekałam. Trąbili, że będą mieli wegański ramen, a w wegański nikt w mieście nie umie tak, jak Vegan Ramen Shop. Chciałam sprawdzić, czy na rynku pojawiła się godna konkurencja. Menu jest tu króciutkie, a i tak są braki, bo oto w przystawkach jest kimchi i żeberka (nie było żeberek), ramenów mięsnych jest zaledwie sztuk trzy (nie było jajek), no i jest jeszcze wegański, o którym nie ma nic w krótkiej karcie. Dlatego Wam piszę, że jest.
Zamówiliśmy wszystkie, bo co się będziemy rozdrabniać. Poza tym jak pisać recenzję knajpy, która serwuje zaledwie cztery dania i nie spróbować wszystkich? Oczywiście najbardziej przyciągający oko jest jiro z niewyobrażalną ilością kiełków. Polak będzie zadowolony – w misce jest… dużo. A dużo to prawie do samo, co dobrze. Moje wrażenie jest takie, że za dużo. Mdły smak kiełków w tej ilości prawie zupełnie przykrywa, dobrego skąd inąd, bulionu. Znajdziecie tu też sporo słoniny i podwójną porcję świnki. Świnka Chashu bowiem we wszystkich trzech mięsnych ramenach jest delikatna i mięciutka, daje się lubić.
Wersja podstawowa przypadnie do gustu amatorom lżejszych smaków, to nie jest wymagające danie. Jak dla mnie bulionowi nieco brakuje głębi, ale w ostatecznym rozrachunku jeśli nie wiecie na co się zdecydować, to shoyu będzie dobrym kompromisem.
Zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu lekko pikantny ramen miso. Naprawdę jest lekko pikantny, na tyle, by mieć charakter, ale też nie stanowić wyzwania. Powiedziałabym, że smaki są wielowymiarowe i naprawdę ciekawe. Jeśli więc szukacie nieco konkretniejszych wrażeń, to ta miska nie powinna Was zawieść.
No i na koniec wegański. Obiektywnie całkiem smaczny, ale za gęsty. Po chwili, kiedy makaron wchłonie nieco płynu, w misce zostają kluski z sosem. Brak mu też tej głębi, której tak namiętnie szukałam. To jest trudne zadanie, by z warzyw wycisnąć tyle umami, ile inni wyciskają z mięsa przez całą noc gotowania. Dlatego patrzę na ten eksperyment przychylnym okiem i czekam na rozwój wydarzeń.
Makaron dobry, sprężysty, ale trzeba jeść, a nie robić zdjęcia, bo szybko tę sprężystość traci. Pochodzi z firmy Sun Noodles, w czym nei ma niczego złego, szczególnie biorąc pod uwagę rozmiary kuchni. Jest wielkości chusteczki do nosa.
Aha – kimchi nieco zbyt kwaśne i konkretnie pikantne, ale podobno Polacy w takim poziomie kwaśności gustują. Ja chyba wolałabym, gdyby było mniej kwaśne, a bardziej chrupiące. Ale to detal.
Fajnie, że pojawiło się kolejne miejsce z przyjemnie treściwymi zupami. Fajnie, że tak jak inne tego typu przybytki jest totalnie niezobowiązujące. Tu można choćby w dresach. I z pieskiem też można. Szanuję to.
Rachunku nie ma, bo chłopcy nie mają jeszcze kasy fiskalnej. Zapłaciliśmy coś koło 150 zł.
Magda
Info
fb
ul. Bartoszewicza 3, Warszawa
Spodobał Ci się wpis? To super! Będzie mi bardzo miło jeśli go udostępnisz 🙂