Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Sprostowanie ws. postu o taksówkarzach

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Z blogiem miałam już różne przeboje. Straszyli mnie sądem za jaja (no, co za jaja!), rząd pewnego państwa próbował wymóc na mnie skasowanie innego tekstu, itd. Różnie bywało. Ale pierwszy raz muszę coś odszczekać. I to publicznie.

Pamiętacie mój tekst o rzeczach, które wkurzają mnie w polskich taksówkach? Upuściłam trochę jadu przy okazji protestu taksówkarzy, bo zbierało mi się latami. Dotychczas użytkownikiem taksówek byłam zwyczajnym – po prostu wyjmowałam telefon z kieszeni i dzwoniłam. W Warszawie, w godzinach szczytu, czasem bywa tak, że dopiero piąta korporacja z kolei jest w stanie przyjąć zamówiony kurs, bo inne po prostu nie mają wolnych samochodów. Niby Warszawa, a jak Nowy Jork. Żarcik taki. Zmierzam do tego, że przerobiłam sporo różnych korporacji i stąd pewnego dnia, w sposób całkowicie naturalny, wypłynęło ze mnie trochę żółci. I wtedy stało się coś, czego nie przewidziałam.

Ale zacznijmy od początku. Jak jeszcze nie pracowałam na swoim, to pracowałam w marketingu. Marketing to taka dziedzina, która ma do dyspozycji cała paletę sztuczek, nośników i sposobów, aby przykuć Twoją uwagę. Tak, Twoją, moją, jego i jej. Miałam sporo różnych zadań: wydawaliśmy świetny magazyn, dość dużo pracowałam też z blogerami, ale moim zadaniem nadrzędnym było uzyskanie jak największej ilości poleceń “z ust do ust”. One są najtrudniejsze do zdobycia, bo naturalne. A przez to najcenniejsze.

I żeby taka sztuka się udała, trzeba mieć jedną zajebiście ale to zajebiście ważną rzecz na najwyższym poziomie – usługę. Od pierwszego kontaktu klienta z firmą, aż po pełną realizację obietnic. Tak naprawdę sprowadza się to do nieustannej pracy, ale takiej pracy, której właściwie na zewnątrz nie widać. Jeśli biznes jest internetowy, to najpierw cały proces rejestracji i zakupu musi być dopieszczony i intuicyjny, łatwy do przejścia, a dalej pojawia się czynnik ludzki, ten najtrudniejszy do opanowania, który tę usługę zrealizuje. Czasem po drodze jest jeszcze Biuro Obsługi Klienta, a więc znowu czynnik ludzki. Generalnie jest z tym masa pracy u podstaw, ciągłe szkolenie ludzi, dopieszczania wszystkich punktów styku klienta z firmą. I ta praca nie kończy się nigdy, bo zawsze można coś poprawić czy ulepszyć. Nie jest to łatwa robota, ale jak wszyscy grają do jednej bramki, to bywa bardzo satysfakcjonująca.

Mniej więcej dwa dni po opublikowaniu tekstu o taksówkarzach dostałam maila. Powiedziałabym, że bezczelnego w swym niezachwianym przekonaniu o najwyższej jakości świadczonych usług. Takie maile piszą albo wariaci albo ci, którzy wiedzą, że nie ma się do czego przyczepić. Mail brzmiał mniej więcej tak: “Cześć Magda, reprezentuję mytaxi. Czytaliśmy Twój tekst o taksówkarzach. Tak się składa, że wymieniasz w nim wszystkie stereotypy, z którymi walczymy. Jak Ci się spodoba, to o nas napiszesz, więc rzucamy Ci wyzwanie – sprawdź nas!”.

Albo wariaci, albo naprawdę nie mają się czego bać – pomyślałam. Tak czy siak, szanuję to. Co więcej, na ich miejscu postąpiłabym tak samo. Bo do tego trzeba mieć jaja i głębokie przekonanie, że nikt po drodze nie da ciała. A mnie dwa razy nie trzeba podpuszczać. Ściągnęłam aplikację i zaczęłam jeździć.

Pierwsze zaskoczenie – trasa. Tak się składa, że mieszkam w miejscu, w którym jest już druga strefa, ale do tabliczki z pierwszą mam w linii prostej kilkaset metrów. I do Śródmieścia można dojechać przynajmniej na dwa sposoby. Ja swoją ulubioną trasę mam i poprosiłam kierowcę, żeby pojechał właśnie nią. A on na to, że może jednak nie, bo tam dłużej będziemy jechać drugą strefą. Słabo?! Który taksówkarz jest na tyle uczciwy, by wybrać trasę, dzięki której… mniej zarobi? O, jak oni zapunktowali!

A później było tylko lepiej. Wszystkie taksówki bez wyjątku zawsze były czyste, pachnące, a kierowcy uprzejmi, rzeczowi i nienarzucający się ze swoimi historiami. Chciałam gadać, to gadaliśmy – nie, to nie. Trochę próbowałam ich ciągnąć za język jak w takim razie wygląda proces rekrutacji, że nagle wszyscy tacy normalni. Otóż nie przechodzą wieloetapowych psychotestów, ale najpierw mają długą rozmowę. I z tego miejsca pozdrawiam dział rekrutacji w mytaxi, bo ktoś tam u Was ma naprawdę niezłą intuicję do ludzi. A gdyby intuicja zawiodła, to w aplikacji jest możliwość oceny każdego kierowcy i z tego, co panowie zeznawali jest to dość kluczowe dla ich dalszej współpracy z mytaxi, bo jeśli ocena spadnie im poniżej 4,6 to są wzywani na dywanik. A ostatnio na zakupy do Fortecy jechałam z panem, który był mega dumny z tego, że ma same piątki. Ode mnie też ma tłustą piątkę choćby za to, że pomógł mi te zakupy później wnieść do domu, choć wcale nie musiał tego robić.

Ze względu na moją nie tak odległą przeszłość zawodową dość krytycznie patrzę na coś, co nazywa się user/customer experience. Przy źle zaprojektowanej aplikacji potencjalni klienci mogą odpaść na samym starcie. Tu jest prosto i intuicyjnie. Podoba mi się, że przy pomocy suwaka możemy wybrać zakres ceny za kilometr (od 1,60 do 2,40 zł), że są dodatkowe opcje, np. jeśli Państwo ma takie życzenie, to podjedzie Mercedes, albo bus, albo samochód, do którego zabierzemy również swojego psa (!). To akurat jest bardzo fajne, bo na ogół taksówkarze mają z tym duży problem. Tak, jakby ten kanapowy Pimpuś miał im zaraz wyrwać dermę z siedzeń.

Różnicę robi mi też to, że za pomocą jednej appki mogę zamówić taksówkę w 70 europejskich miastach. No i wystarczy mieć podpiętą kartę, aby płacić przez aplikację. Ich system oceny kierowców ewidentnie nie jest tylko zabiegiem wizerunkowym, bo oni się tych ocen naprawdę boją. A skoro tak, to ja się nie boję, że w Barcelonie czy innym Rzymie ktoś mnie będzie wiózł na lotnisko dwa razy dłuższą trasą. Trochę tych panów pociągnęłam za język, bo miałam tę przewagę, że nie wiedzieli z kim jadą, więc mówili chętnie i szczerze. I biorąc pod uwagę ile się w życiu nasłuchałam jaki to ciężki kawałek chleba być taksówkarzem, że ta robota nie pieści (na to zawsze mam jedną odpowiedź: TO JĄ ZMIEŃ!) oraz inne gorzkie żale, tu wszyscy wyglądali na całkiem zadowolonych ze swojej pracy. I doskonale znali topografię miasta. Czary z mleka!

Sytuacja wygląda następująco: po pierwsze mytaxi odczarowało dla mnie taksówki. Jeśli w ten sposób walczą ze stereotypami, to wróżę im wielki sukces. Po drugie nie mają we flocie starych trupów metodą chałupniczą przerobionych na gaz czy innych Dacii Logan, być może dlatego, że właścicielem mytaxi jest Daimler, producent Mercedesa. Po trzecie ani raz nie zdarzył mi się odwołany kurs, bo kierowca stwierdził, że nie może znaleźć adresu, więc sajonara, dojedź sobie na lotnisko hulajnogą. A po czwarte – i jest to punkt, który absolutnie uwielbiam, bo jest mi potrzebny do życia – zamiast zamawiać firmę kurierską, tu można taksówką wysłać przesyłkę czy dokumenty, które zaraz-natychmiast muszą trafić pod wskazany adres. Więc trafiają w pół godziny. W sumie pomidory od Pana Ziółko też tak można wysłać. Teraz na to wpadłam.

Pewnie wielu z Was zaraz rusza na urlop, więc ucieszy Was informacja, że właśnie ruszyła promocja, która potrwa do 16 lipca 2017 – w przypadku kursu poza godzinami szczytu i wybierając płatność przez aplikację, zapłacicie tylko 50% ceny. Także w przypadku kursu na lotniska w Balicach i Modlinie. Wszystkie szczegóły znajdziecie tutaj.

A ode mnie macie w prezencie -50 zł na pierwszy kurs z mytaxi, wystarczy że w aplikacji użyjecie jakże prostego kodu, który brzmi: “krytykakulinarna”. Możecie podać ten kod znajomym, bo nie ma żadnego limitu. Mnie przekonali, teraz Wasza kolej.

Miłej przejażdżki!

Magda

Partnerem postu jest mytaxi.

Spodobał Ci się post? To podaj dalej, niech znajomi też jeżdżą taniej!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

18 odpowiedzi

  1. Muszę się zgodzić 🙂 Dawno nie jechałam niczym innym, bo dla mnie aplikacja jest wygodna. Dwa: faktycznie panowie jacyś tacy ogarnięci. Nie używam tej taksówkowej opcji często, ale wszystkie moje doświadczenia były na plus i nigdy nikt nie narzekał. Za to w tradycyjnej taksówce zdarzyło mi się wszystko o czym pisałaś, od wożenia z centrum na Targówek przez plac Trzech Krzyży z nawrotką ( !!!) , po fochy, że płacę voucherem, za krótka trasa, dzieciak ubłoci dywanik i takie tam.

  2. sam jeżdzę taksówką, ale niestety, wg. autorki Dacia Logan z 2017r jest na równi ze starym zdezelowanym oplem…. Nowe auto kupilem, aby klienci mieli większy komfort podrózowania. Jeżdżę w najstarszej krakowskiej korporacji, dbamy o standardy tak samo… zdarzają się wyjątki, ale takich kierowców wyeliminuje sam rynek…jeśli coś nie podoba sie nam w pracy taksówkarza to piszmy reklamacje! Korporacje chcą utrzymać wysoki standard, a jak tylko napiszesz na facebooku opinie – nic to nie da, bo firma sie o tym nie dowie! Pozdrawiam 🙂

    1. Dokładnie. Przypinam się do opinii kolegi. Jeżdżę w barwach MyTaxi. Dacia Lodgy rocznik 2016. Samochód co prawda z niższej półki niż wspomniany w poście Mercedes ale jednak ma nad nim w niektórych kwestiach przewagę, choćby większy bagażnik i możliwość zabrania aż 6 pasażerów. Bardzo chwalą go sobie studenci jeżdżący na imprezy. Popularne auto jako taksówka np. w Lizbonie czy też Ankarze. Oczywiście jeśli klient nie chce aby taki samochód po niego podjechał zawsze można można ustawić Mercedesa w opcjach lub w komentarzu dopisać że samochód ma być “elegancki”. Takie są reguły rynku. Autorce natomiast polecam wpaść kiedyś do salonu Dacii na jazdę próbną. Tym samochodom nic nie brakuje 😉

      Pozdrowienia dla krakowskich taksówkarzy!!

  3. Korzystam z myTaxi służbowo, więc poza wymienionymi zaletami doceniam też rozliczenia bezgotówkowe. No i ten moment, kiedy zamawiasz taxi i przyjeżdża biały Lincoln (przy okazji pozdrawiam miłego pana kierowcę) 😉

  4. Kochana, my tu o “taksówkach” (i to fajnych!), ale Ty mi lepiej podpowiedz co to za cudowne kalafiorowate warzywo w kolorze żółtym i fioletowym na ostatnim zdjęciu i co się z tym robi 🙂

  5. Z cyklu Matka Polka leci z dzieckiem na wakacje: spróbujcie zamówić taksówkę z fotelikiem dla dziecka w Warszawie… Z kilkudniowym wyprzedzeniem nawet. Przemiła pani dyspozytorka z Sawy uświadomiła mi, że w taksówce dziecko może być przewożone bez fotelika, ale jak będę nadal upierać, to mam dzwonić w dniu wylotu i w ciągu 20 minut oddzwonią, czy kierowca z fotelikiem będzie dostępny. A jak nie będzie? To nie będzie. Podziękowałam i wspomogłam groszem lotniskowy parking.

  6. Wcale bym się nie wycofywał z tych słów. Też jest w tym racja, że nie znają adresów, że nie potrafią pogadać, że wymyślą dziwną trasę. Do tego jeszcze należy dodać stare samochody i taksometry, które zamiast liczy kilometry na podstawie obrotu kół jak nie GPS przez co za przejechanie 20 km płaci się jak za 24. Taka jest prawda i póki to się nie zmieni nie zmieni się stosunek do taksówek.

  7. “Tak, jakby ten kanapowy Pimpuś miał im zaraz wyrwać dermę z siedzeń.”
    Wyrwać może by nie wyrwał, ale może zostawić kupę sierści. A potem następna klientka, która się natknie na tę taksówkę napisze np. pełną żalu opinię na fejsiku albo notkę na blogu, że te taksówki to takie zasyfione…

  8. Sęk w tym, że chciałam zamówić kurs tydzień przed wylotem, doprecyzować rodzaj fotelika i dopłacić za taką usługę. Nie miałam fanaberii typu “fotelik RWF i to co najmniej Axkid, za 15 minut poproszę”. Po prostu żadna korporacja nie była w stanie sprostać temu zadaniu mając dostateczną ilość czasu na zrealizowanie zamówionej usługi. Jest to zatem jakaś luka do wypełnienia na rynku przewozów osób.

Dodaj komentarz