Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Superfoods naszych babć – na wzmocnienie odporności oraz inne dolegliwości

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Jak często w dzieciństwie braliśmy antybiotyki? Niech no się zastanowię?… Prawie nigdy? Tak, mniej więcej tak często. A czy miewaliśmy grypy i gile do pasa? Bywało. Kto w drodze do szkoły nie zdejmował czapki albo regularnie nie zapominał o szaliku niech pierwszy rzuci kamieniem. A jednak przeżyliśmy te patologiczne zachowania bez uszczerbku na zdrowiu. To chyba cud.

Oczywiście, że ten wstęp jest sarkastyczny. Dziś są leki i suplementy na wszystko, a dzieci uczęszczające do przedszkola, kilka razy w roku przechodzą terapię antybiotykową. Zwykle bardziej na wszelki wypadek, niż z rzeczywistej potrzeby, bo lekarze przepisują antybiotyki jak cukierki. Polacy w ogóle bardzo lubią piguły i są w ścisłej europejskiej czołówce jeśli chodzi o ilość ich zjadania w skali roku per capita. Mniam, jakie pyszne piguły.

Czym nas leczono? Prostymi rzeczami. One wciąż są łatwo dostępne i tanie, tylko kto będzie reklamował cebulę, żebyś sobie Polaku zrobił z niej syrop? Syrop z cebuli nie pasuje do naszego wyobrażenia o wychuchanym życiu na kredyt rodem z amerykańskiego serialu. Ale za to pasuje do naszych serduszek z cebuli. Nie zapominajmy o korzeniach.

Dlatego dziś redakcja przypomina o naturalnych metodach wspierania odporności. Oraz o tym, że większość przeziębień dobrze jest po prostu wyleżeć w łóżku, bo układ odpornościowy powinien pracować, żeby nie zapomniał, że w ogóle jest i do czego służy (wjazd na bazę wyznawców szkiełka i oka oddających cześć pigułom za 3…, 2… Hej, coś wam powiem – was też matki leczyły herbatą z miodem. Szok, nie?).

 

Syrop z cebuli

Nie bez powodu na pierwszym miejscu, przecież jest nam tak bliski. Robi się go łatwo, wystarczy posiekać cebulę i przesypać cukrem (tak, tak, cukier to biała śmierć, whatever…). Po kilku godzinach ta puści sok i gotowe. Bardzo skomplikowana technologia. Syrop z cebuli łagodzi stany zapalne, jest bogaty w witaminy z grupy B (bardzo istotne przy wspieraniu odporności i leczeniu przeziębień), C, A, PP, selen czy fosfor. Ponadto ułatwia odkrztuszanie i jest tak łagodny, że spokojnie można go podawać nawet małym dzieciom.

Lipa

Poczciwa herbatka z lipy zawiera flawonoidy i fitosterole, działa napotnie, łagodzi kaszel i ból gardła. Świetnie sprawdza się przy przeziębieniach, grypie czy anginie, ale trzeba pamiętać o dodatkowym nawadnianiu organizmu, bo ma również działanie moczopędne.

Miód

Miód to płynne złoto. Wiecie, że jak nie będzie pszczół, to nie będzie nas? Ale to opowieść na inny tekst. Długi i jadowity. Miód ma genialne działanie antybakteryjne, wzmacnia serce (bo zawiera potas), mamy tu także witaminy z grupy B, fosfor, magnez, żelazo, kwas foliowy i inne dobroci. Poza tym miód warto jeść przez cały rok, nie tylko na okoliczność przeziębienia chociażby dlatego, że hamuje procesy miażdżycowe, wspiera wątrobę i mózg. Miód naprawdę jest wyjątkowy. No i właściwie nie ma terminu przydatności do spożycia. Dziewczyny pewnie wiedzą, że jest też dobry na urodę i wystarczy posmarować nim spierzchnięte usta, żeby szybko odzyskały sprężystość. Tylko podgrzewanie do wysokich temperatur mu nie służy, więc jeśli słodzić herbatę miodem, to raczej letnią. Najwięcej substancji antybiotycznych zawierają miody spadziowe z drzew iglastych, lipowe i gryczane. I czytajcie etykiety, błagam. Jeśli coś jest “mieszanką miodów z terenu UE”, to nadaje się do śmietnika.

Czosnek

Śmierdziuszek, ale skuteczny. Poza tym zasada jest prosta – jak wszyscy śmierdzą, to nikt nie śmierdzi, więc jedzcie czosnek stadnie. Poza tym, że obniża ciśnienie, zwalcza grzybice i obniża cholesterol, znakomicie sprawdza się również przy grypie i przeziębieniach. Patent babci to ciepłe mleko z czosnkiem, masłem i ewentualnie miodem, jeśli babcia była z tych miłych. Straszne paskudztwo, ale udrażnia drogi oddechowe, pomaga odkrztuszać, wzmaga potliwość i obniża gorączkę. Krótko mówiąc – warto się przełamać.

Sok z malin

Maliny bogate są w witaminy C, A, K, E, witaminy z grupy B i minerały. Ciekawostką jest, że zarówno owoce, jak i liście mają działanie przeciwgorączkowe (i napotne jednocześnie, ale to wiecie, że pocimy się po to, żeby obniżyć temperaturę ciała, prawda?). Jest łagodny i polecany również dla dzieci. Ciekawostka: zgodnie z powyższym przeznaczeniem był wykorzystywany już w XVI wieku! Jeszcze jedna ciekawostka: napar z liści malin działa przeciwbakteryjnie, przeciwzapalnie i hamuje rozwój bakterii jelitowych. W razie biegunki wiecie co robić.

Czarny bez

Napar z czarnego bzu reguluje trawienie i wspiera pracę nerek, ale nas interesuje fakt, że zarówno napar z kwiatów, jak i sok z owoców mają silne działanie napotne (ergo – obniżają temperaturę), mają działanie wykrztuśne, działają lekko przeciwbólowo (ważne przy uporczywym kaszlu) i promują gojenie się błon śluzowych, mają też działanie przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe. Pro tip: napar z czarnego bzu może być wykorzystywany jako oczyszczający i łagodzący tonik do twarzy, a olejek świetnie radzi sobie z celulitem. Nie ma za co, dziewczyny.

Witamina C

Właściwie powinna być gdzieś na początku. Najlepsza jest naturalna, ale to chyba oczywiste. Ja bardzo lubię sproszkowaną acerolę, tyle że to nie z apteczki babci. Tak samo jak cytrusy i kiwi. Warto zaprzyjaźnić się z rokitnikiem, brukselką, natką pietruszki (łatwa do przełknięcia w dużych ilościach pod postacią koktajlu) oraz dziką różą i w razie katarku przyjmować dawki uderzeniowe.

Naturalne probiotyki

Zdrowie jest w jelitach. Mało to podniecająca wizja, zwłaszcza dla kogoś z rozbuchaną wyobraźnią, ale tak jest. Dlatego warto jeść kiszoną kapustę i ogórki (ale kiszoną, nie kwaszoną – to naprawdę jest kolosalna różnica nie tylko w smaku, ale przede wszystkim we właściwościach). Pierwsze pytanie jakie padnie: gdzie kupić dobrą kapustę i dobre ogórki? Nie dziwię się, bo do niedawna był z tym problem. Ja od dłuższego już czasu kupuję kapustę charsznicką i takież ogórki. Wybieram te z certyfikatem eko. Smakują jak kiedyś, wyglądają jak kiedyś i są dostępne w wielu sklepach. No i kefir. Nie zapominajmy o kefirze.

Aloes

Aloes spokojnie można hodować na parapecie, jak moja babcia, lub kupić w wersji płynnej w aptece. Jak ja. W przypadku tej drugiej opcji warto zwrócić uwagę na jak najprostszy skład. Oprócz tego, że świetnie działa na skórę, wspiera gojenie i ma właściwości łagodzące, to picie soku z aloesu dobrze wpływa na wzmocnienie odporności, działa przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie, wspomaga działanie układu trawiennego i wydatnie pomaga przy przewlekłym kaszlu.

Przeziębienie? JP na 100%!

Nie musicie tego konsultować ani z lekarzem, ani z farmaceutą.

Magda

Uważasz, że ten post jest użyteczny? To podaj dalej!

 

 

 

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

9 odpowiedzi

  1. Wszystko super, w całości popieram. Tylko trzeba pamiętać, że nie tylko czosnek “ciągnie”, ale i syrop z cebuli. Do tego stopnia, że pijąc go na studiach (kiedy walczyłem z chorobą) musiałem wychodzić na balkon – tak zapodawał. Naprawdę jeden z gorszych smrodów w życiu.

  2. I jeszcze tran. Tak wiem, że to niekoniecznie z polskiej domowej apteczki, ale za dziecka (a było to kilka dekad temu) też dostawałam na wzmocnienie odporności. Smak może nie najlepszy, ale umówmy się, syrop z cebuli czy mleko z czosnkiem też nie są pyszne.

  3. Piękno i dobro,widzę w tym wpisie Matko Redachtorko, dziekuje. Dorzuciłbym jeszcze jedną domową metodę, obecnie mocno zaniedbywaną – SEN. Podczas snu układ immunologiczny pracuje najwydajniej, zaniedbanie snu znacznie obniza odporność organizmu na zarazki i inne bakcyle. Warto się porządnie wysypiać. Codziennie 6h snu na dobe to minimum, dla przeważającej większości populacji.

  4. Wszystko fajnie i ładnie, aczkolwiek witamina C… Coz, wbrew powszechnej opinii ma raczej niewielki wplym na przebieg przeziębienia. Przyjmowany w dużych dawkach moze poza lekka poprawa wywolac co najwyżej biegunke

  5. I jeszcze propolis!! Nalewka na spirytusie, dostawałam kilka kropli na cukrze. A jak po katarze miałam jeden wielki strup pod nosem, (od latania po podwórku z gilem do pasa na mrozie) to babcia smarowała mi go własnoręcznie zrobioną maścią majerankową.

  6. Najprostszy na świecie. 🙂 garść majeranku wrzucić do glinianego garnuszka, zalać płynnym (ale nie gorącym!) czystym szmalcem. Jak zastygnie utrzeć. Zostawić na jakiś czas, nie wiem ile. Deczko podgrzać żeby znowu się stało płynne i przelać przez pieluchę do pustego pudełka po nivea.
    Ale jaja, to były wczesne lata osiemdziesiąte i pamiętam to jak wczoraj.
    Oczywiście dziś szmalec by nie przeszedł, można zrobić na oleju kokosowym, ale wtedy nic innego nie było. Łatwiej było zdobyć psi łój (!) niż wazelinę.

Dodaj komentarz