Holy Ravioli to maleńki lokal na Żoliborzu, jak nazwa wskazuje specjalizują się w ravioli, czyli włoskich pierożkach z różnymi rodzajami nadzienia. Ravioli powstają na naszych oczach, co uważam za bardzo fajne.
Wpadłam tam ostatnio z Dzidziutkiem na małą degustację. Przyznaję, że po peanach, jakie czytałam o tym miejscu spodziewałam się olśnienia. Super, że wybrali sobie taką wąską specjalizację, lubię miejsca, do których chodzi się “na coś”. Na coś konkretnego. W międzyczasie kilka osób wpadło odebrać ravioli na wynos, wszystkie stoliki były zarezerwowane, czyli miejsce jest cenione i oblegane. I fajnie.
W menu mają dziesięć propozycji ravioli, jedną mniejszą porcję dla dzieci i kilka klasycznych włoskich deserów takich jak tiramisu czy cannolo. Ja zdecydowałam się na ravioli ze szpinakiem, gorgonzolą i orzechami włoskimi (32,90 zł). Ciasto we wszystkich pierożkach, jakie zamówiłam było przyjemnie sprężyste i zupełnie poprawne. Tu nadzieniem okazał się szpinak chyba tylko zblanszowany, a smak dania pochodził ze śmietanowego sosu z gorgonzolą. Bez sosu pierożki się zupełnie nie bronią, bo są jałowe w smaku, szpinak chrzęści między zębami, z sosem jest dużo lepiej, ale jest go zbyt mało, aby z przyjemnością zjeść całą porcję. No i tak to.
Główną uwagę mam do rantów – takiej ilości ciasta nie widziałam nigdy w żadnym ravioli, szczególnie dotyczy to ravioli z płynnym żółtkiem, ricottą i palonym masłem (29,90 zł) gdzie połowę porcji stanowią ranty pierożków, a więc samo ciasto. A ja, niestety, jestem tą osobą, która nie ekscytuje się samym ciastem. Po odcięciu rantów to jest porcja w najlepszym wypadku przystawkowa. Pierożki są trzy z niewielką ilością nadzienia, żółtko faktycznie wypływa po rozkrojeniu pierożka i to jest bardzo na tak, ale do wielkiego, cudownego raviolo z Mąki i wody te pierożki nie mają startu. Jedyną cechą wspólną tych dwóch lokali jest fakt, że za wielką wodą istnieją knajpy o tych samych nazwach. Istniały dużo wcześniej, niż nasze polskie chwaty i sokoły. Wygooglujcie sobie.
No ok, pośmieszkowaliśmy, więc wróćmy do jedzenia. Dalej wjechało ravioli w czarnym cieście barwionym sepią nadziane dorszem (44,90 zł) do tego bisque z homarów i kilka krewetek. Krewetki bardzo przyjemnie i w punkt przygotowane – niemal chrupkie, bardzo smaczne. Bisque zaś nie miał tej rozkosznej głębi. Myślę, że można z tego sosu wycisnąć znacznie więcej. I ponownie – dużo za dużo ciasta, jak na danie za prawie pięć dych podane na jednorazowym talerzyku w towarzystwie jednorazowych sztućców. I tak to zostawiam.
Na koniec cannolo z klasycznym kremem (14,90 zł) zupełnie bez szału czy echa. Obstawiam, że rurki kupują gotowe, choć oczywiście mogę się mylić. W razie gdyby – już teraz odszczekuję: hau, hau. Ale raczej się nie mylę.
Ogólne wrażenie jest ok, ale na pewno nie napiszę, że to olśnienie. Myślę, że w związku z tym nadmiarem ciasta wychodzi im bardzo dobry food cost, więc biznesowo super. Z punktu widzenia gościa – tylko “może być”.
Zapomniałam zrobić zdjęcie rachunku, sorka.
Magda
Info
fb
ul. Dymińska 4, 01-519 Warszawa
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz. Dziękuję!
Podobne wpisy
G-Ramen Kikuya – to po prostu dobry ramen. Amen
Gastronomja – bardzo możliwe, że dają tu najlepszy żurek w mieście
Bardzo fajne jedzenie na Helu: Morski Zając
Le Braci – prawdopodobnie jedyna włoska restauracja w tym kraju, która nie podaje pizzy. Szok!
Mały Holender – tu smakuje jak u babci, choć każdy ma inną babcię. Cuda!
Gruby Josek – klawe miejsce dla ferajny (ze świetną kuchnią polską!)