Dużej sztuki trzeba, by najpierw głodnego wkurzyć do białości, a później nakarmić tak, że rączki całuję – sorry, sorry, nie było sprawy. Nie każdy to potrafi, a Eliksirowi się udało. Tak naprawdę, po pierwszych trzech kwadransach przy pustym stole, przestaliśmy się spodziewać czegokolwiek. A później wydarzyły się same dobre rzeczy.
I nie to, że obsługa była kiepska. Raczej zawiodła komunikacja. Bo tak oto zajęliśmy stolik, byliśmy właściwie sami, więc w teorii wszystko powinno pójść sprawnie. A szło jak krew z nosa. Dopiero pod koniec dowiedzieliśmy się, że w kuchni coś się zepsuło i mieli kłopot. Tymczasem zdążyło w nas zabulgotać jak w kotle ze smołą, bo przyszliśmy tu diablo głodni i trzy kwadranse oczekiwania na amuse bouche wcale na to rozdrażnienie nie pomogło. A gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to pewnie inaczej byśmy rozłożyli siły. Albo gdybyśmy dostali chociaż pieczywo (nota bene świetne) już na początku, a nie dopiero z przystawkami.
Ale jak już wreszcie zaczęły wjeżdżać kolejne dania, to machnęliśmy ręka. Było zimno, głodno, prawie jak na wojnie, więc krem z palonego kalafiora (12 zł) przyjęłam z wdzięcznością. Świetną wkładką był tu wędzony pstrąg – zwarty, mięsisty, dymny. Tak, to można. A chłodnik (14 zł)?! Prześwietny! Dawno nie jadłam równie zbalansowanego w smaku chłodnika. Jedną uwagę mam do krojonych w kostkę i macerowanych w occie jabłkowym ogórków – były zbyt kwaśne, zbyt octowe. Jeśli zbyt wiele trafiło na łyżkę – kompletnie dominowały smak, ze szkodą dla samej zupy, bo ta była wyborna.
Na główne wybraliśmy perliczkę (55 zł), naprawdę dobrze przygotowane, soczyste mięso podane na trzech wariacjach na temat kapusty i z jarmużowymi chipsami. Trochę domowe smaki, mnóstwo umami, ale w wersji restauracyjnej. Bardzo mi się to danie spodobało, zwłaszcza, że poprosiłam jeszcze o puree ziemniaczane, w którym było mnóstwo masła. A masło zawsze cieszy.
Drugim z dań głównych były absolutnie hitowe kopytka ziemniaczane (29 zł) nadziewane musem grzybowym, podane z grzybami leśnymi i parmezanem. Jeśli zastanowicie się nad doborem składników, to szybko w waszych głowach pojawi się neon: “UMAMI!”. Dokładnie tak. Same kopytka bardzo delikatne, a smaki jesienne, jakieś takie ciepłe i sprawiające, że trudno oderwać się od talerza. Kopytka – sztos!
Eliksir karmi wybornie, tylko czasem za wolno. Ale bądźmy dla siebie ludźmi i wykażmy się odrobiną zrozumienia. Zawsze powtarzam, że wystrój, obsługa i cała otoczka nie jest najważniejsza, bo do restauracji przychodzimy jeść. A w Eliksirze jedzenie jest na piątkę. Tak samo jak zdjęcia, które zrobiła Edyta.
Magda
Info
fb
ul. Mariana Hemara 1, Gdańsk
Szef kuchni: Paweł Wątor
Jedna odpowiedź
Jestem nieco zdziwiona recenzją. Zaprosiłam znajomych na kolację do Eliksiru i wszyscy byliśmy bardzo rozczarowani. My też długo czekaliśmy, mimo że w knajpie pustka. Smak potraw nijaki, po połowie mojej porcji jagnięciny miałam dość (mdłe puree z grochu, które z każdą łyżką stawało się coraz gorsze), narzeczony też nie był zachwycony. Koleżanka zwracała surową pierś z kurczaka. Dużo czasu musi upłynąć zanim znowu dam im szansę. Uwielbiam ich jako miejsce, w którym napiję się dobrej whisky, albo dobrego drinka, ale tylko tyle 🙂