Kiedyś, gdy pisałam Wam obszerny przewodnik po knajpach w Browarach Warszawskich, była w nim też Baila, ale od zupełnie innej strony. Od tej wieczornej, weekendowej, kiedy możecie tam zaszaleć, obejrzeć show, fajnie zjeść i po prostu spędzić wieczór trochę inaczej. Wtedy jeszcze Baila działała tylko w weekendy, co uważałam za marnowanie potencjału. I chyba nie tylko ja tak uważałam, bo nastały zmiany – pojawił się ogródek, a Baila hula cały tydzień zupełnie świetnie karmiąc! I tym zmianom się dziś przyjrzymy z bliska.
Kluczową, jak sądzę, zmianą była zmiana szefa kuchni. Teraz rządzi tu Mariusz Ledwoch, którego znam od lat i który mnie tu zaprosił (dlatego nie ma rachunku na końcu i potraktujmy ten wpis, jak współpracę, która polega na tym, że i tak piszę, co mi się podoba). Ledwoch to jest ciekawy człowiek, pamiętam jego turbo kreatywne menus dla dzieci, które były naszpikowane włącznie zdrowymi produktami, a jednocześnie przygotowane tak, że nawet zdeklarowane niejadki – jadły. Czary.
Sądzę, że Mariusz nie obrazi się na mnie, gdy napiszę, że jest wysokiej klasy rzemieślnikiem. Bez rozdętego ego i parcia na gwiazdki, za to z gwarancją, że zjecie smacznie, że kuchnia nie korzysta w półproduktów, a na każdym talerzu jest jakiś pomysł. Uważam, że to bardzo zdrowe podejście, a dla gości bezpieczne rozwiązanie, bo z góry wiesz, że tam gdzie karmi Ledwoch, tam zjesz dobrze, smacznie i nie rozboli cię brzuch. Ale trzeba mu też oddać, że ma swój styl i kiedykolwiek u niego jadłam, nie miałam wątpliwości kto to wymyślił i ugotował.
I tu jest dokładnie tak – po Ledwochowemu.
Zrobiliśmy mały rajd przez menu i była to szalenie smaczna wycieczka. Mam kilka highlightów i choćby dla nich warto tu zajrzeć. Na przykład tatar z tuńczyka. O święta Tereso w pomidorach! Tatar z tuńczyka (jest tu inspiracja z Nobu, oboje to wiemy, Mariusz, ale szanuję mistrzowski wykon) podany na ryżu do sushi, który jest jak delikatne w środku, ale chrupiące z wierzchu tosty. Wiecie dlaczego ten tatar jest mistrzowski? Otóż owszem, jakość blue fina ma znaczenie, bo jakość ma zawsze znaczenie, ale przelot przez te subtelne, delikatne smaki, które – mimo ich subtelności – wyczuwasz dokładnie po kolei na języku, jest rodzajem sztuki. Chapeau bas. Jeśli mielibyście zjeść tutaj tylko jedną rzecz, niech to będzie tatar z tuńczyka.
Klasyczny tatar wołowy jest pyszny. Mięso siekane, nie mielone, więc to nie jest papka, tylko wyraźnie czuć jego strukturę, do tego anchois, marynowane borowiki, żółtko i sos aioli. Bardzo dobry, klasyczny tatar. Tak samo jak smażone kalmary, które są naprawdę chrupiące, ale za to delikatne w środku. Niby prosta rzecz, a tak łatwo zepsuć.
Wyborny jest delikatny, klarowny bulion z kaczki z pierożkami gyoza. Z rzeczy ważnych: pierożki robią na miejscu. Ciasto grubości papieru, delikatne jak tchnienie, do tego znakomicie doprawiony farsz z mięsa wieprzowego, kolendra i chilli. Miejcie ten bulion w czulej. pamięci, gdy wpadniecie tu na obiad. Warto.
A gdybyście mieli naprawdę duży apetyt, to możecie wjechać w żeberka wieprzowe jak dzik w żołędzie. Porcja to ponad pół kilograma, życzę powodzenia. Mięso jest delikatne, soczyste, rozpada się na włókna, a sos bbq jest charakterny i lepki. Wszystko jak trzeba. Ziemniaki na tym talerzu to już chyba tylko dekoracja, bo nie mam pomysłu kto byłby w stanie zjeść tę porcję na raz. Ceny są tu zupełnie przyzwoite, ale w razie, gdybyście chcieli zaszaleć, to w menu są też steki z wołowiny Wagyu nawet za 1400 zł. Dla każdego coś dobrego.
Sushi z kolei to kompletny freestyle i odjazd, zero minimalizmu. W menu jest tylko kilka rolek do wyboru, ale za to każda jedna to kompletny rock&roll. Na pewno znajdziecie coś, co trafia w Wasze upodobania, a ode mnie musicie wiedzieć dwie rzeczy: dobry ryż, odpowiednio zaprawiony, nie rozpada się i wysokiej jakości ryby. Cała reszta to brokat, czyli puszczona luźno kreatywność.
Na koniec moja najmniej ulubiona część, czyli desery, których na ogół próbuję z kronikarskiego obowiązku. Tak wiec świetnie się składa, że tu w menu są tylko dwa: sernik z białą czekoladą i pralina orzechowa z solonym karmelem. Wybrałam ten drugi i jeśli zrobicie tak, jak ja, to pamiętajcie, aby próbować wszystkiego razem, bo o ile sama pralina może wydać się zbyt słodka, to w połączeniu z kwaskowymi lodami z rokitnika nabiera sporo sensu.
Cały ten posiłek był szalenie przyjemną wycieczką, trochę zaskakującą, bo zapamiętałam Bailę w zupełnie innym wydaniu, wcale nie takim codziennym. No i ten tatar z tuńczyka… Na tatara z tuńczyka powinni sprzedawać abonament, bo jak spróbujecie raz, to jesteście ugotowani – będziecie wracać po więcej.
W Baili są też lunche w bardzo rozsądnych cenach. Co prawda nie wepchnęłam w siebie już nic więcej, ale schabowy, którego konsumował pan przy stoliku obok był wielkości lądowiska dla helikopterów. I z kostką, czyli po bożemu!
Magda
Info
wwwfb
ul. Grzybowska 60, 00-844 Warszawa (Browary Warszawskie)
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Będzie mi miło, jeśli go polubisz lub udostępnisz. I koniecznie pamiętaj, aby zamówić tatara z tuńczyka!