Koninie, Rewalu oraz Wiśle. Jest mapa właśnie po to, żeby z niej korzystać. Nie posiadam wiedzy tajemnej, nie trzymam żadnych adresów dla siebie i jeśli na mapie nie ma knajpy z Konina, to w mojej głowie też jej nie znajdziesz. Poza tym to skrajne lenistwo. Zadajemy sobie dużo trudu, aby prowadzić tego bloga, często kosztem czasu wolnego, który moglibyśmy poświęcić na bujanie w hamaku, plucie oraz łapanie. Piszemy, jeździmy, szukamy i wydajemy całkiem sporo pieniędzy tylko po to, by podać ci to wszystko na tacy. Więc kliknij w tę jebaną mapę!
2. Czy możesz udostępnić…?
Albo jeszcze lepiej – tryb rozkazujący: “Udostępnij!”. No, słodko. Jeśli robisz coś fajnego i chcesz mi o tym napisać – proszę bardzo. Ale to ja decyduję, co trafi na blog i Facebooka. A jeśli znajdę coś wartego uwagi, to sama szeruję. Wbij sobie w głowę, że to nie jest słup ogłoszeniowy dla wszystkich chętnych i nie widzę ani jednego powodu, dla którego miałabym promować twojego bloga z miernymi treściami.
3. Czy możecie napisać o naszej restauracji i ile to kosztuje?
Takie maile przychodzą regularnie, zwykle kilka razy w tygodniu. Nie wiem kto przyjmuje te propozycje, ale widocznie ktoś, skoro ci Janusze biznesu wciąż piszą. A wystarczy kliknąć zakładkę “Reklama“, nota bene najładniejszą w tej części galaktyki, aby się dowiedzieć, że pisanie tych maili jest bez sensu. Ostatnio nie wytrzymałam i dojechałam jakiegoś Janusza tak, że westchnął. Wiedz, Januszu, że mam czarną listę, na której bardzo skrupulatnie notuję sobie wszystkie te knajpy. Bardzo. SKRUPULATNIE.
4. Piszę do pani/pana w bardzo nietypowej sprawie…
Kilka autentyków z maili: “Czy można u państwa dostać ikrę i za ile?”, “Chciałabym zamówić 500 lizaków na Dzień Dziecka.”, “Proszę o rezerwację na godzinę 16.” Nie wiem skąd im się to bierze i nie chcę wiedzieć, ale gdyby moja asystentka rozsyłała tak kretyńskie maile, to nie zdążyłaby zabrać torebki spod biurka, bo tak szybko by wyleciała z roboty.
5. Nie wiem, czy będzie wam smakowało, jecie w takich miejscach…
Skończ pieprzyć i dawaj tego mielonego!
6. Czy możesz mi załatwić…?
…numer do X, wejście na kuchnię w Y, pracę w Z? Zanim zadasz mi któreś z tych pytań, sam sobie odpowiedz na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: czy my się w ogóle znamy?…
Pozwolisz, że odpowiem na to pytanie OSTATNI raz: może kiedyś. Póki co jestem człowiekiem, który stara się jak najwięcej uczyć i możliwie precyzyjnie oddawać to, czego doświadcza jedząc w różnych miejscach na świecie. Krytykami jesteśmy wszyscy, ilekroć idziemy do restauracji. Czy się to kucharzom podoba, czy nie.
9. “Supcio!”, “Ekstra!”, “Wpadnij do mnie!”, “:)))”
Czyli komentarze, które nie wnoszą absolutnie nic do dyskusji, ale obowiązkowo pisane są pod nazwą bloga. Jeśli naprawdę myślisz, że w ten sposób zdobędziesz czytelników, to tkwisz w głębokim błędzie. Rozważam wprowadzenie zamordyzmu w stylu Kominka i kasowanie całego tego szmelcu. Pozdrawiam cieplutko!
10. Czy to prawda, że…?
…czyli pytania o prywatne życie szefów kuchni i ludzi z branży. Jeśli naprawdę myślisz, że coś ci powiem, to chyba straciłeś kontakt z ośrodkiem zawiadowczym. Wszystkie mniej lub bardziej wstydliwe tajemnice, którymi w zaufaniu dzielą się ze mną ludzie, są tylko dla moich uszu. Nadążasz? Tak, to dotyczy również twoich tajemnic.