Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Kelner typu Smerfetka – charakterystyka gatunku

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Prawda jest taka, że nieuchronnie i z godną podziwu konsekwencją dążymy do bylejakości, albowiem gatunek ludzki jest leniwy i nic nie jest w stanie tego zmienić. Prawda jest również taka, że ten tekst powstaje trochę na serio, a trochę dla jaj. Niechaj każdy sobie weźmie z niego to, czego mu akurat potrzeba.

Daleka jestem od robienia sobie religii z roboty, ale bliska jest mi idea robienia wszystkiego, co się robi porządnie. Bylejakość mnie mierzi i jak ma być zrobione byle jak, to wolę, żeby nie było zrobione wcale. A co akurat się robi, nie ma dla mnie dużego znaczenia. Można być pokojówką w hotelu, można zarządzać korporacją. Żadna praca nie hańbi, każdą ktoś musi zrobić, żeby ten świat się kręcił i każda jedna zasługuje na szacunek. No i każdą można wykonać porządnie lub byle jak. Co więcej – dawno, dawno temu, za górami, za lasami, byłam kelnerką. Dla mnie to też była praca na chwilę, bo studia i trzeba jakoś żyć. Ale nie przyszło mi do głowy, żeby robić takie rzeczy jak niżej. Poczucie dobrze wykonanej roboty, jaka by ona nie była, jest bardzo miłe. Polecam.

Disclaimer musi być wyczerpujący, bo żyjemy w czasach, gdy obraza majestatu nie zna granic, nie ma poczucia humoru i nie bierze jeńców, więc dodam, że ten tekst nie jest o żadnej konkretnej osobie. Jest o zjawisku. Tyle tytułem wstępu.

Czym zatem charakteryzuje się Smerfetka? Otóż…

On nie chodzi, on się snuje

Bo to jest zawsze on. Zawsze. Zatem Smerfetka snuje się jak smród po gaciach. Kręci się między stolikami, mija wszelkie okazje aby zrobić coś sensownego – przynieść menu, odebrać zamówienie czy zgarnąć puste talerze. Jest królem pustego przelotu. A to wszystko tak nie za szybko, żeby się nie spocić.

Nie wiem, nie znam się

Menu? No, jest coś takiego. Ale tu się kończy wiedza Smerfetki. Jest taka koncepcja, która nazywa się “kaizen”. W największym skrócie chodzi w niej o optymalizację czy też doskonalenie, np. procesów w przedsiębiorstwie. Restauracja to takie małe przedsiębiorstwo. I teraz pomyślcie jak dobrze wyszkolony kelner optymalizuje procesy w przedsiębiorstwie: zna menu, wie co ewentualnie można w nim zmienić na życzenie gości, wie jakie są alergeny w potrawach, itd., więc błyskawicznie odpowiada na pytania, a proces składania zamówienia przebiega szybko, sprawnie i w miłej atmosferze. Co robi Smerfetka? Idzie się zapytać. OSIEM RAZY. Na co to wpływa? Otóż na wszystko: na zadowolenie gości, na ich ewentualną chęć powrotu oraz dalsze rekomendacje (polecenia to jest niemierzalny lecz turbo ważny wątek, bo żadna reklama nie waży tyle, co szczere polecenie), czas kiedy stolik jest zablokowany, a przecież już mógłby obsługiwać kolejne zamówienie, etc. SMERFETKA TO ZAKAŁA.

Dwie godziny spóźnienia? Nie róbmy dramatu

W życiu się trzeba wyluzować, prawda? Już Laska to wiedział. Czas jest względny oraz nie jest liniowy, dla ciebie dwie godziny spóźnienia do roboty to afera, a dla niego tylko koncepcja. Poza tym jest na rynku problem z przyzwoitymi kelnerami oraz kelnerami w ogóle, bo w Polsce to nadal nie zawód tylko stan przejściowy lekko pogardzany, lecz czasem konieczny, więc co mu kto zrobi, jak z nim źle, a bez niego jeszcze gorzej?

Zrywa sms-em

Klasyka. Bo praca kelnera to tak niepoważne zajęcie, że można się zwolnić telefonicznie na dwie godziny przed szychtą w momencie, gdy zaczyna się największa tabaka. Etos pracy = 0. Nie, że wczoraj się zmelanżował, co jest w pewnym wieku akceptowalnym i w pełni zrozumiałym zjawiskiem, bo kto nie miał dwudziestu lat niech pierwszy rzuci kamieniem, a skoro tak, to dzisiaj bierze dwie aspiryny i ognia. Takie rzeczy, to nie. Trzeba się szanować, wysypiać, dołączyć do klubu self-love. Tak więc po długim wieczorze Smerfetka po prostu nie zjawia się w robocie, a jak jest ludzki pan, to zadzwoni, że się nie zjawi. Bo ma wyjebane, więc – naturalnie – będzie mu dane. Oto moc pozytywnego myślenia.

Śliczne korale, kochanie

Last but not least… Image to jest kluczowa sprawa. KLU-CZO-WA. Korale i pomalowane paznokcie. Korale to zawsze sztuczne perły. Aha, wspominałam już, że Smerfetka to zawsze on, prawda? Zawsze. Od dziewczyn w gastro oczekuje się, że będą miały krótkie, czyste, estetyczne paznokcie. To logiczne, bo ich dłonie mają nieustanny kontakt z jedzeniem, a pod tipsem nie wiadomo co siedzi. A Smerfetki? Smerfetki mają paznokcie pomalowane na czarno i nikt nie widzi w tym nic dziwnego. Albo nikt nie widzi w tym nic dziwnego, aby nie urazić jednej z siedemnastu możliwych płci, w których to nikt przecież się nie orientuje, więc lepiej się nie wychylać. O ile siedemnaście płci mi nie przeszkadza, wręcz mi się podoba, że każdy ma możliwość określenia się zgodnie z tym co czuje, o ile korale mi nie przeszkadzają i w ogóle mało co mi przeszkadza, to obdrapany czarny pazur na rancie mojego talerza sprawia, że wraca mi obiad z komunii.

 

Spotkanie na swojej drodze Smerfetki można elegancko porównać do randki z Tindera: zjawi się lub nie, jak już się zjawi, to nie wykazuje zainteresowania, zaangażowania ani przygotowania, wygląda inaczej, niż na zdjęciu, a na koniec zrywa sms-em, jeśli w ogóle zrywa. Bo zawsze może rozpłynąć się we mgle. Za stara na to jestem.

 

I nie mam tu żadnej złotej rady, doprawdy. Drodzy restauratorzy, od przeszło dekady trzymam za Was kciuki, jesteście bohaterami na tym dancingu, bo do gastro trzeba mieć nieludzkie zacięcie. Wiem doskonale ilu wyszkolonych kelnerów poszło w siną dal, bo tak. A szkolenie to czas i pieniądze. Nie mam żadnej rady. Mam tylko współczucie i podziw, że to znosicie, bo ja mam jednak krótki lont i jakbym taką Smerfetkę kopnęła w…

 

Nie twierdzę również, że nie ma dobrych kelnerów czy kelnerek. Pewnie, że są. Ale Smerfetki też są.

 

Są zakałą.

 

Magda

 

Spodobał Ci się tekst? To fajnie. Będzie mi miło, jeśli go polubisz lub udostępnisz. Dziękuję!

 

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Dodaj komentarz