Tytuł jest naturalnie żarcikiem, bo specjaliści od podróży, którzy w internecie raczą nas z pozycji kanapy w dużym pokoju wszelkimi złotymi radami oraz niekłamaną troską, sieją niezdrowy ferment. A Zanzibar jest piękny, miły, soczyście zielony i jeśli będziecie uważać na kilka kwestii – całkowicie bezpieczny.
Dwa tygodnie na Zanzi nie zrobiły nam żadnej krzywdy, czego nie można powiedzieć o rotawirusie złapanym tuż po powrocie, który kosi nas po kolei z nianią włącznie. Trochę śmieszno, trochę straszno. Ale może już przejdźmy do odczarowywania tej jakże uroczej wyspy.
Przede wszystkim Zanzibar jest wyspą kontrastów, jak każdy turystyczny raj budowany wśród miejscowej biedy. Tak, Zanzibar jest biedny, większość domków miejscowych wygląda jakby były opuszczone, czasem poznaje się, że ktoś tam mieszka po suszącym się praniu. Wiele nie ma np. okien (to raczej kwestia temperatur i braku klimatyzacji). Przy najpiękniejszych plażach są za to hotele. Hotele są różne – od wypasionych, dużych resortów, po mniejsze, dwu-, trzy-gwiadkowe, które oferują niższy standard. Możliwości noclegowe są więc różne, na różną kieszeń. W kolejnym zanzibarskim wpisie polecę Wam dwa zupełnie różne miejsca. Oba świetne. Generalnie większość, to inwestycje z zewnątrz. Zanzibarczycy bardzo się cieszą, że cała Polska wie o tym przewale z PiliPili, bo myśleli że to ich lokalna drama. BTW, “pili pili” znaczy “pieprz”. Interpretujcie jak chcecie.
Miejscowi są cudni, naprawdę. Miejcie dużą otwartość w sercach i nie irytujcie się, gdy będą Was zaczepiać i oferować swoje wyroby czy usługi. Wystarczy grzecznie, z uśmiechem odmówić. Na pewno zdarzają się jakieś sytuacje, gdy ktoś jest bardziej natarczywy, ale to margines. Oni po prostu w ten sposób zarabiają na życie, więc miejcie do nich odrobinę empatii i zrozumienia.
Standardem są regularne przerwy w dostawie prądu, więc jeśli tak się zdarzy, to nie bądźcie zaskoczeni, to jest normalna rzecz. Drogi są kiepskie lub nie ma ich wcale. Absolutnie odradzam (gdybyście się zdecydowali na wynajem samochodu, co również odradzam i o tym zaraz), jazdę po zmroku. O ile ruch lewostronny nie jest jakimś wielkim problemem dla doświadczonego kierowcy, to już ruch pieszych, dziwne manewry innych kierowców, nieoświetlone skutery i nie zawsze działający GPS mogą być bardzo problematyczne. Daleko bardziej rekomenduję wynajęcie kierowcy z samochodem (najlepiej nie przez hotel, tylko z zewnątrz), co nie jest szczególnie kosztowne, a bardzo komfortowe. Zawsze warto się targować, bo pierwsza cena jest na ogół taka, jaką dostalibyście w hotelu. Ja się srogo targowałam, ale jak zobaczyłam że jest fajnie i jesteśmy bardzo dobrze zaopiekowani, to na koniec dałam dużego tipa. I wszyscy szczęśliwi. Numer naszego kierowcy zostawię Wam na końcu wpisu. Pamiętajcie, że tu się wszystko odbywa przez WhatsApp.
Wycieczki organizowane przez biura podróży czy hotele są relatywnie drogie i bardzo ograniczające, bo musicie robić to co grupa w czasie wyznaczonym. Dlatego też rekomenduję wynajęcie kierowcy z samochodem, który zorganizuje Wam dokładnie te same atrakcje, ale zrobicie to wszystko w swoim tempie i tak, jak będziecie chcieli. Ja tak zrobiłam i byłam bardzo zadowolona. Nie chciałam zbyt długo zwiedzać Stone Town, bo nie jest aż tak znowu powalające, wolałam przejść się po lokalnym targu, kupić jakieś przyprawy, liznąć więcej lokalności i tak się właśnie stało. Poza tym udało mi się odwiedzić moją przyjaciółkę po drugiej stronie wyspy i zrobić jej niespodziankę. To są właśnie możliwości, które daje takie rozwiązanie.
Warto być na jednej czy dwóch fejsbukowych grupach związanych z Zanzibarem, tam ludzie polecają sobie kierowców/przewodników. Zanzibarczycy są przemili, naprawdę. To są przekochani ludzie, więc miejcie w sercach dużą otwartość na nich. I pamiętajcie, że Zanzibar napiwkami stoi, więc tipujcie bez opamiętania. Oni naprawdę na to zasługują. Wielu z nich nieźle mówi po polsku, bo Polaków na Zanzibarze jest mnóstwo, szczególnie w okolicach Paje i Jambiani (my byliśmy po drugiej stronie wyspy, w Kendwa, ale dlaczego tak, to już napiszę Wam we wpisie o hotelu). A teraz uwaga, jedziemy z tymi dramatami. Oto najgorsze, co może Was spotkać na Zanzibarze i jak tego uniknąć:
Kradzieże
Tak, owszem. To jest biedna wyspa. Bieda zawsze implikuje przestępczość. Tylko bardzo proszę bez spazmów, bo wystarczy trzymać się kilku zasad i wszystko będzie ok. W Barcelonie też kradną, choć to wcale nie jest biedne miasto, a nikt tego tak nie przeżywa.
Po pierwsze – zero łażenia po zmroku w ciemnych uliczkach.
Po drugie – wszystkie cenne rzeczy trzymamy w hotelowym sejfie, także paszporty. Ze sobą nosimy tylko ksero paszportów i trochę gotówki.
Po trzecie – jeśli zdecydujecie się na wynajem bungalowu przy plaży, to (o ile nie będzie to wypasiony resort z ochroną, bo tu ta rada nie ma zastosowania) bardzo możliwe, że dostaniecie propozycję ochrony od jakiegoś Masaja, który za kilkanaście dolarów za noc przypilnuje Waszego spokojnego snu. Przyjmijcie ją, bo faktycznie nocne kradzieże się zdarzają.
I to tyle.
Woda
UWAGA. Woda do picia tylko butelkowana, także do mycia zębów. Zrezygnujcie też z owoców obieranych na plaży czy straganach. Będą je Wam oferować, ale odpuśćcie.
Malaria
Zdarza się, ale bardzo, bardzo rzadko. Jeśli już, to głównie w porze deszczowej. Oczywiście należy się zabezpieczać przed komarami (moskitiery, klimatyzacja w pokoju, repelenty z wysokim stężeniem DEET). Choć ja jestem tą osobą, którą komary “lubią” i mnie trochę pogryzły i tak. Jeśli pogryzą Was komary i chcecie mieć pewność, że jesteście zdrowi, to w każdej aptece dostaniecie płytkowy test na malarię oraz instrukcję jak go wykonać. Kosztuje kilka dolarów. W razie gdyby Wam wyszły dwie kreski, ale bez objawów (jeszcze), to natychmiast wróćcie do apteki po leki. Miejscowe są bardzo skuteczne. W wypadku wystąpienia objawów trzeba natychmiast jechać do szpitala w Stone Town.
Natomiast jeśli chodzi o Malarone, to pozostawiam to pod Wasza rozwagę. Gdybym jechała na kontynent, to bym się zastanowiła, natomiast na Zanzibarze nie zdecydowałam się go brać. Prawdopodobieństwo zarażenia się malarią poza porą deszczową jest tak niskie, a ja mam tak dużą niechęć do faszerowania się jakimikolwiek lekami, że ta niechęć wzięła górę.
Szczepienia
Zawsze sprawdzajcie stronę MSZ przed wyjazdem i sami decydujcie. Tu tak jak wyżej – gdybym jechała w interior, to bym się szczepiła. Ale nie jechałam, więc się nie szczepiłam.
Tęgoryjec
Ach, to rozkoszne. Jeśli akurat coś jecie, to nie googlujcie tęgoryjca. Wybacz, Aniu, że wspominam o Tobie w takim kontekście. O tęgoryjcu dowiedziałam się od Ani Kęski, nigdzie wcześniej o tym nie czytałam. To jest taki paskudny robal, który włazi przez naskórek i chodzi pod skórą drążąc kanaliki. I TO WIDAĆ GOŁYM OKIEM. Ohydztwo na maksa, ale spokojnie, czytajcie dalej. Żadnego tęgoryjca nie złapiecie. To jest choroba, którą można złapać wchodząc boso w kałuże lub poprzez kontakt skóry z ziemią. I tylko tak. Po prostu nie wchodźcie boso w kałuże, nie chodźcie boso bo glebie i zadbajcie, aby Wasza skóra nie miała bezpośredniego kontaktu z ziemią, ok?
Ciekawostka: na Dominikanie też to można złapać. I w Tajlandii. I w wielu innych miejscach strefy podzwrotnikowej. Noście klapki 🙂
Szczęśliwy brzuszek
Każda poważniejsza zmiana flory bakteryjnej to potencjalna, pardon le mot, sraczka. Nic nadzwyczajnego. Ogólna rada, nie tylko dotycząca Zanzibaru, jest taka, aby na dwa-trzy tygodnie przed wyjazdem i w czasie jego trwania brać probiotyk. My oboje z bobasem braliśmy Sanprobi Barrier i nie jest to reklama, nad czym naturalnie ubolewam. Sprawdził się świetnie. Polegliśmy dopiero od polskiego rotawirusa, na Zanzibarze natomiast nie ruszało nas nic. Ale też bardzo ściśle stosowaliśmy się do zamieszczonych tu rad.
A poza tym, to już jak wszędzie – nie jedzcie byle czego, byle gdzie, przygotowanego brudnymi rękami w brudnym miejscu. I wszystko będzie dobrze.
Opieka medyczna
Raczej kiepska, ale zewsząd do Stone Town jest około godziny samochodem, a tam najlepszy szpital to GLOBAL. Co do zasady (i tak jak wszędzie) na miejscowe choroby najlepsze są miejscowe leki. Jeśli jednak będziecie się trzymać tych kilku prostych zasad dotyczących wody, owoców i jedzenia, to nic Wam nie będzie i żaden szpital nie będzie potrzebny.
Co czyha w wodzie?
W sumie niewiele. Weźcie buty do wody, bo zdarzają się jeżowce. A z innych stworzeń, to omijajcie meduzy z bardzo daleka, bo mogą mieć ogon (tylko część jest kolorowa, a reszta bezbarwna), w który możecie się niechcący zaplątać. Oparzenia z wyglądu przypominają chłostę i podobno tak też są odczuwalne. Nie wiem, nie doświadczyłam, meduz też nie widziałam, ale relacja o chłoście jest z pierwszej ręki. Powiedziałabym, że poziom zagrożenia z wody jest niższy, niż w Grecji.
Muszle
Nie można z Zanzibaru wywozić muszli, chyba że są przerobione np. na biżuterię. Uważajcie na to, bo dzieciaczki chodzą po plaży i oferują przecudne muszle. No ale niestety.
Pieniądze
Zabierzcie dolary, rozmienicie w kantorze na lotnisku. Z bankomatami jest duży problem, z kantorami bywa różnie. Lepiej płacić miejscowymi szylingami, bo przelicznik w sklepach i na straganach będzie dla Was zawsze niekorzystny.
Na instagramowym stories zapytałam Was co chcielibyście wiedzieć. Oto lista Waszych pytań i moich odpowiedzi:
Jak z robalami?
Nie ma za bardzo. Są jaszczurki, ale jaszczurki grają w naszej drużynie, bo zjadają komary.
Czy można kupić wycieczkę na safari u lokalsów?
Tak.
Śmiertelne uczulenie na ryby i owoce morza, czy jest sens tam jechać?
Pewnie! Są wspaniałe owoce, jest mięso, są warzywa.
Stone Town – smród, brud, szambo na ulicach. Prawda?
Bzdura kompletna.
Czy drogo w knajpach?
Ceny od Sasa do lasa. Można drogo, można bardziej lokalnie i tanio.
Co cię najbardziej zaskoczyło?
Bezbrzeżna, cudowna uprzejmość miejscowych, ich autentyczne zainteresowanie drugim człowiekiem i opiekuńczość w stosunku do samotnie podróżującej matki z dzieckiem POZA SKALĄ. Nie spotkałam się z czymś takim jeszcze nigdzie.
Najlepsza pora na wyjazd?
Każda poza porą deszczową. Przy czym u nich też zmienia się klimat i to się przesuwa. W lipcu natomiast temperatury spadają do ok. 20 stopni, a przy silnym wietrze jeszcze niżej.
Jak zorganizować taki wyjazd?
Ja rezerwowałam przez biuro podróży, bo mieli w lepszej cenie niż booking hotel, na którym mi zależało. Ale to też może się zmieniać. Nie mieliśmy lotu bezpośredniego, lecieliśmy z przesiadką w Doha. Było spoko, gładko i sprawnie, rezerwowałam przez Prima Holiday. W takiej formule mają też bardzo elastyczne terminy, co jest niemożliwe przy czarterowych lotach.
Numer do naszego kierowcy i przewodnika po Zanzi w jednym.
Jego też mam od Ani Kęski, więc jest sprawdzony przez dwie dziewczyny. Jego zaletą jest to, że nie mówi zbyt dużo, nie zawraca gitary i jest elastyczny jeśli chodzi o Wasze plany i pomysły na zwiedzanie. Zorganizuje właściwie wszystko, co będziecie chcieli. Kontakt przez WhatsApp: Suma, +255 777 459 728 (kontakt po angielsku; Suma nie mówi po polsku, co jest wielkim plusem, bo nie chciało mi się słuchać o Lewandowskim).
Miłych wakajek!
Magda
Spodobał Ci się wpis? To super 🙂 Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz. Dziękuję!