Na co uważać? Jak się przemieszczać? Co jeść? Gdzie spać? I dlaczego w Internecie jest tyle głupot? Czyli kilka dobrych rad przetrenowanych na własnej skórze. Do wydrukowania i wrzucenia do plecaka.
- Czy Wietnam jest tani? I tak, i nie. Możesz spać z karaluchami za kilka USD, możesz w jedwabnej pościeli za kilkaset. Wszystko jest kwestią wyboru i zasobności portfela. Ale jeśli pytasz, czy można po Wietnamie podróżować tanio, to tak. I to bardzo. Po prostu bardziej się zmęczysz.
- Czy podróżowanie po Wietnamie jest łatwe? Tak, bardzo.
- Hotel z iloma gwiazdkami? W Wietnamie gwiazdki znaczą coś innego, niż w Europie. W Sajgonie spaliśmy w malutkim hotelu, który miał duże pokoje i tylko dwie gwiazdki. Mieliśmy przestronną łazienkę, wygodne łóżko i przeszkloną ścianę z widokiem na centrum. W Nha Trang spaliśmy w pięciogwiazdkowym hotelu, który miał niezły standard i widok na morze, ale za to najgorsze śniadania pod słońcem. Powiedzmy, że pięć oznacza standard dobry lub bardzo dobry, a reszta to loteria. Raczej kierowałabym się ceną – 35-40 USD za pokój dwuosobowy znaczy mniej więcej tyle, że będzie czysto i wygodnie, ale bez basenu na dachu.
- Rezerwacja noclegów – przed wyjazdem czy w trakcie? Mieliśmy zarezerwowany hotel tylko na dwie pierwsze noce i luźny plan. Wiedzieliśmy, że za dwa dni chcemy wyruszyć z Sajgonu na północ. Zatrzymywaliśmy się w kilku miastach podczas tej podróży i za każdym razem nocleg rezerwowaliśmy dopiero po dotarciu na miejsce.
- Ale jak to? Tak to. Booking.com jest twoim sprzymierzeńcem. Nawet nie wiesz, jak tanie mogą być hotele, kiedy rezerwację robisz na pół godziny przed pojawieniem się w recepcji. 5* to czasem wydatek na poziomie 70 USD za dwuosobowy pokój z widokiem na morze lub bungalow przy plaży. Jedynym wyjątkiem jest wysoki sezon w bardzo turystycznych miejscach – wtedy rzeczywiście warto mieć rezerwację wcześniej. W wersji ekonomicznej chodzisz z plecakiem od hostelu do hostelu i wybierasz najczystszy. Tej opcji nie trenowaliśmy, więc się nie wypowiem.
- Wi-fi. Jest wszędzie. Serio, WSZĘDZIE, nawet w autobusie. Dlatego nie musisz się obawiać, czy uda Ci się zarezerwować hotel lub transport. Albo wrzucić selfie na Insta.
- Transport. Jest lekki, łatwy i przyjemny. Taksówki są tanie, a autokary jeszcze tańsze. Na dłuższych trasach polecam jednak samolot, bo przejechanie 200 km zajmuje czasem nawet siedem godzin. Ale za to w autokarze możesz się przespać na swoim rozkładanym fotelo-łóżku lub poczytać Internety, bo tak, tu też jest wi-fi.
- Taksówki. Przy dłuższych trasach lub standardowo na lotnisku negocjuj cenę, w pozostałych przypadkach, poruszając się po mieście, łap taksówki tylko korporacyjne, ale niech twoja czujność nie śpi. Z reguły nie oszukują i licznik działa, jak powinien, ale jeśli nabija za szybko – wysiądź na pierwszym skrzyżowaniu.
- Gdzie kupić bilety na autobus i jak to możliwe, że są tak tanie? Zasadniczo masz dwie opcje – albo zarezerwować w hotelowej recepcji, albo udać się do którejś z miliona małych agencyjek, które oferują również wycieczki. Wiedzą, w którą muszę cię wyposażyć jest cennik przejazdów, który znajdziesz na tej stronie. Proszę, teraz nikt cię nie oszuka i nie policzy ci podwójnie.
- Kupiłem bilet i mi go nie dali. Też tak mieliśmy, a później boy hotelowy odprowadził nas do autobusu, zaniósł plecaki i bilet wręczył bezpośrednio kierowcy. Nie ręczę jednak, że zawsze będzie tak uczciwie, więc domagaj się papierka.
- Co z tymi dworcami? Nie wiem, ale autobusy zatrzymują się zwyczajowo w różnych miejscach, po prostu na ulicy, więc dwa razy upewnij się, z którego rogu odjeżdża twój.
- Nie pojadę, bo tam kradną. Wszędzie kradną. Raz na Fuercie pokojówka ukradła nam do połowy zużyty antyperspirant. Smutne. Ktoś inny zajumał nam wszystkie cztery koła w wypożyczonym kabrio, które dzięki temu stało się jeszcze niższe i jeszcze bardziej sportowe. No i co z tego? Dzień bez przygody jest dniem straconym. Pilnuj się, ubezpieczaj, a wszystko będzie dobrze. Szczególną uwagę zwróć na skutery, aparat noś na szyi lub z paskiem mocno owiniętym wokół nadgarstka, panie niech beztrosko nie przerzucają torebki przez ramię i raczej noszą ją od strony chodnika, a nie ulicy. Nie noś portfela w łatwo dostępnych miejscach i uważaj na sztuczny tłum. Po prostu pamiętaj, że jesteś szczęśliwym posiadaczem rozumu i rób z tego użytek, a wszystko będzie dobrze. I nie zostawiaj całego dobytku w sejfie w podłym hoteliku.
- Nie pojadę, bo wszyscy będą mnie chcieli oszukać. Zaraz oszukać… Po co te wielkie słowa? Po prostu wszędzie zapłacisz podatek od urlopu i tyle. Rzeczywiście ceny dla turystów są inne prawie wszędzie z wyjątkiem dużych centrów handlowych, regularnych sklepów, dobrych knajp, hoteli, etc. Wszelka brać straganiarsko – uliczna policzy ci więcej. I teraz masz dwie możliwości – możesz się ciskać, narzekać i mieć kompletnie spieprzony urlop. Oni tego nie przestaną robić, a ty będziesz miał złe wspomnienia, więc to się nie kalkuluje. Możesz też machnąć ręką na dodatkową złotówkę tu i tam i po prostu świetnie się bawić, traktując to jak lokalny folklor. Tak, widzą w tobie bankomat, więc pogódź się z tym i przestań narzekać. To twoje wakacje, więc nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku trochę dopłacisz do dobrego humoru, to chyba świat się nie skończy, prawda?
- Targuj się! To miejscowy sport narodowy. Targować się należy i wypada. Zawsze z uśmiechem i zawsze warto wiedzieć, jaka jest rzeczywista cena towaru. Jeśli powiesz za mało, to cię oleją, jeśli powiesz za dużo, to znowu poczujesz się jak bankomat. Jeśli powiesz w sam raz, to dokładnie tyle zapłacisz. Po małych negocjacjach, oczywiście. Przykład: kupiłam sobie ładną chustkę gdzieś w górach, zapłaciłam za nią 90 000 VND, choć cena wyjściowa była na poziomie 230 000 VND. Później, już w Sajgonie, pomyślałam, że kupię podobną dla przyjaciółki. Tu cena wyjściowa stanowiła już niemal dwukrotność tej z gór – 450 000 VND. Chustę kupiłam ostatecznie za 130 000 VND, co po doliczeniu sajgońskiego podatku od bycia turystą jest całkiem ok. Zapłaciłam tyle, bo wiedziałam jaka jest rzeczywista cena. I tak jest z każdą rzeczą. Po tygodniu się wdrożysz.
- Nie kłóć się. W ich oczach stracisz twarz.
- Nie pojadę, bo tam trują. Przez dwa tygodnie odnotowaliśmy tylko jedną niestrawność, a jedliśmy wszystko w ogóle nie zwracając uwagi na potencjalne zagrożenia. Nie pij wody z kranu, tylko butelkowaną. I to w sumie jedyne ostrzeżenie, jakie mogę ci dać. Jeśli nadal masz obawy, to uratuje cię wszystko, co przechodzi przez wysoką temperaturę – zupy, grill, smażenina. Jedz to, co oni i tam, gdzie oni. Pełna uliczna knajpa oznacza, że tu jest dobrze i świeżo. Możesz również wycierać wielorazowe pałeczki serwetką, tak jak czynią to Wietnamczycy, albo przecierać kawałkiem cytryny. Niewiele to zmienia, ale dobrze robi na głowę. Polecam ci przeczytać również ten tekst, jest właściwie uniwersalny.
- Ale jednak wciąż obawiam się sraczki, a już kupiłem bilet. Co robić? To nie Indie, więc nie histeryzuj. W przypadku poważniejszych obaw mieliśmy przy sobie płyn do dezynfekcji rąk składający się niemal całkowicie z alkoholu. Korzystaliśmy z niego często i obficie, czasem również dezynfekując wielorazowe pałeczki w knajpach.
- Nie pojadę, bo malaria. Tak długo, jak nie wybierasz się do dżungli – nie bierz Malaronu, bo to świństwo zepsuje ci cały wyjazd. Będziesz się źle czuł i obciążał wątrobę zupełnie bez sensu. Zabierz repelent z DEET, np. Muggę, która skutecznie trzyma komary z daleka i po prostu go używaj.
- Szczepienia? Jakie szczepienia? Ten sam przypadek, co malaria.
- Pieniądze. Zabierz dolary. Rozmienisz je wszędzie, w każdym hotelu czy banku. Nie rozmieniaj na ulicy, chyba że zaprowadzi cię do takiego człowieka ktoś, komu ufasz. Normalny kurs to 21 000 VND – 1USD, będziesz na nim minimalnie do tyłu, ale za to bezpieczny.
- Jak przejść przez ulicę i przeżyć? Zamknij oczy i krzyknij “Za Ojczyznę!”. Żartuję. Musisz dostroić się do tego rytmu. Nikt się tu specjalnie dla ciebie nie zatrzyma, więc przejdź na drugą stronę spokojnie, płynnie i bez nerwowych ruchów. Skutery cię ominą i katastrofa również, jeśli nie będziesz wchodził pod nic większego. W najgorszym wypadku poszukaj jakiegoś lokalesa i podepnij się pod niego.
- Apteczka – co zabrać? Poza bardzo turystycznymi miastami, gdzie zapotrzebowanie na leki generują rosyjscy turyści, aptek jest tu – nomen omen – jak na lekarstwo. Zabierz więc podstawowe rzeczy – plastry, bandaż, opaskę uciskową, wodę utlenioną, węgiel, aspirynę, może coś mocniejszego na poważniejsze przeziębienia, lek przeciwbólowy, wapno, repelent na komary zawierający DEET, elektrolity, żeby się nie odwodnić, jeśli jednak się uprzesz i postanowisz mieć sraczkę. I ewentualnie coś na oparzenia słoneczne, jeśli jesteś tak nierozważnym misiem, że nie zabrałeś kremu z filtrem. Większości tych rzeczy i tak nie użyjesz.
- Ciuchy – ile i jakie? Mało, jeśli twoja trasa wiedzie przez duże miasta. W każdym bez problemu znajdziesz pralnię, w której wieczorem zostawisz ciuchy, a rano odbierzesz czyste, pachnące i odprasowane w kancik. Koszt żaden, czyli 2-3 USD za trochę bielizny, kilka koszulek, bluzę i spodenki. Dostosuj garderobę do pogody. Jeśli wybierasz się wysoko w góry, to zabierz ciepłą kurtkę i długie spodnie.
- Nie biorę ciuchów, bo przeczytałem w Internecie, że zajebiste i firmowe kupię tanio na miejscu. Duży błąd. Te wszystkie ciuchy, którymi tak się podnieca polski Internet, to podróbki, które są tak podłej jakości, że nie zdziw się, jeśli po pierwszym praniu się rozpadną. Weź ciuchy, mówię ci. I nie, ten portfel za 20 USD to nie jest prawdziwa Prada. Tak, w Polsce wciąż będzie widać, że to podróbka. Za dobrej jakości rzeczy musisz zapłacić tak, jak wszędzie.
- Co warto przywieźć? Kawę, ręcznie tkany jedwab, perły i wszelkiej maści jedzenie, które da się w miarę normalnie zapakować i przewieźć. Choć znam takich kozaków, którzy przemycali duriany i robili to skutecznie.
- I nade wszystko – nie demonizuj. To cywilizowany kraj, któremu zależy na tym, abyś miał udane wakacje i opowiedział o tym znajomym. Pozbądź się obaw i otwórz na odmienność. Wietnam jest bezpieczny, każdy chce ci pomóc. Jedni za dolary, a inni bezinteresownie, ale wierz mi – nie zginiesz.
O naszych wietnamskich przygodach poczytasz tutaj.
Magda