W Uznamie jestem zakochana bez pamięci. Taka prawda. Ale w Polsce też. Dlatego dziś zabiorę Was na bardzo niebanalną wycieczkę, podczas której odnajdziecie dokładnie te same nuty: sielskość, jeziora, przepiękne pejzaże, cuda natury i puste plaże. I to wszystko w szczycie sezonu nad polskim morzem. Kabooom!
Ja mam jakiś temat do Bałtyku, naprawdę. Ciągnie mnie tam o każdej porze roku i pogoda nie ma żadnego znaczenia. Tym razem było różnie – czasem słońce, czasem deszcz, ale w niczym nam to nie przeszkadzało. Właściwie zamiast dłubać palcem w nosie na którejś z plaż, myszkowaliśmy i zapuszczaliśmy się w boczne drogi z jeszcze większym entuzjazmem – a tam jak nie pałacyk, to dworek, albo zapomniany cmentarzyk. W ogóle jestem zdania, że to nie jest kawałek Polski do odwiedzenia w jeden weekend. Uważam, że jest tu tyle do zobaczenia i zrobienia, że jest po co przyjechać na dłużej. A później tylko wracać.
[message type=”info” title=”#SpokoMiejsca”]Post powstał w ramach cyklu #SpokoMiejsca, w którym chcę wam pokazywać miejsca nieoczywiste, warte uwagi, inne. Ideą, która mi przyświeca jest pokazywanie takich kawałków świata, które nie są popularne, a uważam, że powinny być.[/message]
Skupiliśmy się na obszarze Słowińskiego Parku Narodowego, na końcu znajdziecie też kilka miejsc, w których warto zjeść lub kupić wędzone ryby. Bo my to wszystko mamy, tylko bardziej rozproszone i trudniejsze do znalezienia.
Tym razem zatrzymaliśmy się w Rowach i raczej drugi raz tego nie zrobimy. Do SPN z dwóch stron przylegają zatłoczone, turystyczne miejscowości – od zachodu Rowy, a od wschodu Łeba. Obie upstrzone reklamami z cyklu “grafik płakał jak projektował”, fantastycznymi rozrywkami, takimi jak cymbergaj oraz wysoką gastronomią w postaci zapiekanek z mrożonki. Dla mnie nie do przejścia jest to, jak gwałcone są najpiękniejsze miejsca w tym kraju taką właśnie estetyczną sraczką. Chyba trochę o tym zapomniałam, ale już mi się przypomniało. I wy też możecie sobie darować. Wiem, że następnym razem wybierzemy jakieś miejsce daleko od ludzi, bo całkiem fajnie można się tu poruszać na rowerach, a odległości nie są duże.
Ta okolica jest bujna i to pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy. Ale tak po polsku bujna – malwami i jabłonkami oblepionymi owocami. Tu koniki, tam krówki, kawałek dalej bociany… Pięknie to wyszło na instagramie, który cały się zazielenił. A typowy dla tego regionu mur pruski można znaleźć nie tylko w skansenie w Klukach, ale także trafia się w okolicznych wsiach. No, cudo!
Wydmy i plaże
Słowiński Park Narodowy to przede wszystkim wydmy nazywane też “polską pustynią nad morzem”. Do Wydmy Czołpińskiej – jak nazwa wskazuje – dostaniecie się od strony Czołpina, gdzie na parkingu zostawicie samochód i po spacerku przez las wejdziecie na otwarty teren z wyznaczoną ścieżką. Po mniej więcej czterdziestominutowym marszu dotrzecie na jedną z najpiękniejszych nadbałtyckich plaż! Pro tip jest taki, że jeśli nie chcecie tak daleko iść (a w upale ta przebieżka może być męcząca), to kawałek dalej jest drugi parking i z niego na plażę jest nieco mniej, niż kilometr. A jeśli jednak lubicie sobie pochodzić, to możecie zrobić siedmiokilometrową pętlę i zobaczyć też latarnię morską, wydmy i wszystko, co jest do zobaczenia. Dla każdego coś dobrego.
Z kolei do ruchomych wydm i Wydmy Łąckiej dotrzecie od strony Łeby. Po dwukilometrowym marszu brzegiem morza, podczas gdy plaża będzie się robiła coraz bardziej wyludniona i dzika, dotrzecie do bezkresu piachu, który nawet w pochmurny dzień robi ogromne wrażenie. Dla mnie ten kawałek wybrzeża to prawdziwa perła i jedno z TYCH miejsc, które każdy rodzic powinien pokazać dziecku.
Kluki
Skansen w Klukach to genialna sprawa, a tak mało znana, że natychmiast musimy to zmienić. Mur pruski ma wiele uroku, a tu starano się odtworzyć najprawdziwszą słowińską wieś, zatem są gęsi, są konie, owce, łany kolorowych kwiatów i geranium w skrzynkowych oknach. Sam spacer nie jest długi, zajmuje maksymalnie godzinę, ale spokojnie można tu myszkować po wszystkich zakamarkach i zostać znacznie dłużej.
Podoba mi się to, że skansen nie jest odizolowany od tego terenu, lecz naturalnie weń wtopiony – leży po środku wsi, jest jej elementem, a przez to, że on żyje, wieś też żyje. Niby koniec świata, ale jaki przytulny!
Inne atrakcje
Zadbano tu o całkiem fajną infrastrukturę i warto pamiętać, że wydmy owszem, plaże też owszem, ale są tu jeszcze dwa duże jeziora: Gardno i Łebsko. Świetne widoki na to drugie i dalej na rozciągające się na horyzoncie wydmy oferuje wieża widokowa za Klukami – trzeba przejechać przez wieś i udać się dalej drogą bez asfaltu aż do parkingu. Stąd już tylko kilkaset metrów dzieli nas od wieży.
O latarni morskiej w Czołpinie już wspominałam, ale warto pamiętać też o widoku rozciągającym się ze wzgórza Rowokół w pobliżu Smołdzina, z którego zobaczycie i oba jeziora, i wydmy, i Bałtyk. Przez Słowińców, dawnych mieszkańców tych terenów, Rowokół uważany był za świętą górę. Pewnie dlatego, że jest najwyższa w okolicy.
I wisienka na torcie – jeśli zdecydujecie się wybrać do Sasina na obiad (niżej rekomendacja), to macie stamtąd rzut beretem do latarni morskiej Stilo, ale ten kawałek Pomorza zachowam sobie na inną opowieść.
Jak tam jest?
Papu
Z dobrym papu jest tu kłopot, ale my się łatwo nie poddajemy i poniżej znajdziecie naszą bardzo subiektywną listę miejsc, w których warto zjeść.
Spichlerz (ul. Widok 19, Dębina)
Niestety nie mam zdjęć, zagapiłam się. Sytuacja wygląda tak, że jest tu tanio, ale też na plastikowych talerzykach. Cóż – takie życie. Mają bardzo przyzwoite pierogi, ale już placki ziemniaczane okropnie tłuste. Nie wiem czy są otwarci od dawna, ale sprawiają wrażenie, jakby jeszcze do końca nie ogarniali. Może po prostu potrzebują więcej czasu?… W każdym razie miejsce jest przeurocze i warto wpaść tu na ruskie i kompot.
Meduza (ul. Ogońska 2, Gardna Wielka)
Tu trafiliśmy z polecenia naszej czytelniczki. Mają niezłe wędzone ryby, w tym także śledzia. I choć nie jest on tak kremowy, jak ten na Uznamie i nie sprzedają do niego piwa, to wciąż jest to przyjemna opcja na obiad. Do domu zabraliśmy jeszcze jesiotra, halibuta i rybę maślaną.
Ewa zaprasza (Sasino)
Pięć lat prowadzę bloga, a największa legenda Pomorza trafia na niego dopiero teraz. Skandaliczne przeoczenie. Do Sasina trzeba dojechać i to kilkadziesiąt kilometrów, ale co to dla nas jeśli w grę wchodzi dobre jedzenie, zgadza się? Bardzo mocno rekomenduję barszcz ukraiński z szyjkami rakowymi, który naprawdę zwala z nóg. Świetne są też móżdżek i delikatna kaczka, a lodowy sernik z cynamonem to prawdziwy przebój. Natomiast śledzie w sosie, którego receptura jest – uwaga – tajna, spokojnie możecie sobie darować, bo są kiepskiej jakości, zaś tajna receptura to przede wszystkim majonez. Tak czy inaczej u Ewy zjecie godnie i pod korek.
Na fali (Wybrzeże 4, Łeba)
Zjeść dobrze w Łebie to jest wyzwanie. Tu trafiliśmy z polecenia na Bandzie Hedonistów. I tak: tatar ze śledzia bardzo godny i pełen smaku, zupa rybna bardziej pomidorowa niż rybna, ale smaczna, halibut w panko soczysty, a panierka nie tłusta, podobnie krokiety z dorsza czyli po prostu paski ryby obtoczone w panko i usmażone na głębokim tłuszczu. Tylko do majonezu się przyczepię, bo jego cytrynowość na pewno nie pochodziła ze świeżego soku z cytryny. Niestety – tu także jemy na plastiku.
Kanapka ze śledziem przy kładce pieszej w Ustce
Sama kładka to wystarczająca atrakcja, żeby wpaść do Ustki, ale jeśli bardzo zapragniecie kanapki ze śledziem jak na Uznamie, to… Tu dostaniecie coś w podobie. W słabszej bułce, ze słabszym jakościowo, nie tak mięsistym śledziem, ale dostaniecie. Nie namawiam, ale i nie odradzam. Jeśli musicie, to jest, a jeśli nie musicie, to sobie darujcie.
Może nie gastronomicznie, ale pod względem widoków, kontaktu z naturą i totalnej sielskości tych okolic mój zachwyt jest w górnych rejestrach. Na pewno będziemy wracać, a może wręcz uciekać od miasta. Zdecydowanie jest to jedno z tych miejsc w Polsce, które będę z chęcią i niekłamanym entuzjazmem polecała również w szczycie sezonu. A to jest coś!
I to tyle, kto jeszcze nie był, ten niech koniecznie nadrabia!
Absolutnie doskonała i cudowna miejscówka na wakacje. Byliśmy w tym roku w Klukach i w Swołowie (to już pod Jarosławcem) . Jedliśmy przepyszne pierogi w Spichrzu przed Rowami i obejrzeliśmy krajobraz z Rowokołu. Wrócimy, bo w Żelkowie znaleźliśmy jednych z najmilszych gospodarzy ever…
Czyli mówisz, że śledź w bułce bez szału? Pochodzę z Ustki, od czasu do czasu bywam i właśnie zastanawiałam się, czy nie spróbować tego specjału.
W samej Ustce polecam Herbaciarnię na Marynarki Polskiej (kawa mrożona <3), Columbus na promenadzie (koniecznie trzeba wpaść na zupę carską z łososiem) i Dym na Wodzie. Słyszałam też dużo dobrego o smażalni ryb Mar-Hub – wygląda niepozornie, ale ustawiają się do niej naprawdę spore kolejki.
Ja tam już od czterech lat jeżdżę! Kluki polecam szczególnie podczas pokazów “W Słowińskiej zagrodzie” albo “Śniadania u Klicków”! Fantastyczna atmosfera, a pierogi z jagodami ze sklepu w Klukach są genialne! Poza tym cały Słowiński Park jest fantastycznym miejscem – jeśli ktoś lubi spokój, ciszę i przepiękne krajobrazy:) W tym roku poznałam parkę, która jednak od Słowińców wolała wynieść się aż do… Mielna! Ale kto co lubi:) Poza tym zgadzam się całkowicie z Darią z Poboczem Drogi:)!
Mile zdjecia, naprawde jakby nie z tego kraju. Ale dla Uznamu, dla calego niemieckiego wybrzeza Baltyku w Polsce po prostu nie ma konkurencji! Chyba tylko w cenach, co jest zrozumiale przy gorszej infastrukturze i jakosci uslug. Przy okazji pozwole sobie zwrocic uwage na pewna niepoprawnosc w stosowaniu okreslenia “polskie morze”. Morze jest baltyckie, a nie polskie. Przebywajac nad Baltykiem na Litwie, nie mowimy przeciez “jestem nad morzem litewskim”, czy bedac w Niemczech na Uznamie “jestem nad morzem niemieckim”. A co mamy powiedziec stojac na plazy miedzy Swinoujsciem a Ahlbeck? W drodze poprawnosci, rowniez politycznej, proponuje zamiast “polskie morze” bardziej neutralne i niezawlaszczajace Baltyku “polskie wybrzeze”.
5 Responses
Z jednym się nie zgodzę #spokomiejsca nie powinny być popularne, bo wtedy i w nie zakradnie się estetyczna sraczka i przestana być spoko 🙂
Absolutnie doskonała i cudowna miejscówka na wakacje. Byliśmy w tym roku w Klukach i w Swołowie (to już pod Jarosławcem) . Jedliśmy przepyszne pierogi w Spichrzu przed Rowami i obejrzeliśmy krajobraz z Rowokołu. Wrócimy, bo w Żelkowie znaleźliśmy jednych z najmilszych gospodarzy ever…
Czyli mówisz, że śledź w bułce bez szału? Pochodzę z Ustki, od czasu do czasu bywam i właśnie zastanawiałam się, czy nie spróbować tego specjału.
W samej Ustce polecam Herbaciarnię na Marynarki Polskiej (kawa mrożona <3), Columbus na promenadzie (koniecznie trzeba wpaść na zupę carską z łososiem) i Dym na Wodzie. Słyszałam też dużo dobrego o smażalni ryb Mar-Hub – wygląda niepozornie, ale ustawiają się do niej naprawdę spore kolejki.
Ja tam już od czterech lat jeżdżę! Kluki polecam szczególnie podczas pokazów “W Słowińskiej zagrodzie” albo “Śniadania u Klicków”! Fantastyczna atmosfera, a pierogi z jagodami ze sklepu w Klukach są genialne! Poza tym cały Słowiński Park jest fantastycznym miejscem – jeśli ktoś lubi spokój, ciszę i przepiękne krajobrazy:) W tym roku poznałam parkę, która jednak od Słowińców wolała wynieść się aż do… Mielna! Ale kto co lubi:) Poza tym zgadzam się całkowicie z Darią z Poboczem Drogi:)!
Mile zdjecia, naprawde jakby nie z tego kraju. Ale dla Uznamu, dla calego niemieckiego wybrzeza Baltyku w Polsce po prostu nie ma konkurencji! Chyba tylko w cenach, co jest zrozumiale przy gorszej infastrukturze i jakosci uslug. Przy okazji pozwole sobie zwrocic uwage na pewna niepoprawnosc w stosowaniu okreslenia “polskie morze”. Morze jest baltyckie, a nie polskie. Przebywajac nad Baltykiem na Litwie, nie mowimy przeciez “jestem nad morzem litewskim”, czy bedac w Niemczech na Uznamie “jestem nad morzem niemieckim”. A co mamy powiedziec stojac na plazy miedzy Swinoujsciem a Ahlbeck? W drodze poprawnosci, rowniez politycznej, proponuje zamiast “polskie morze” bardziej neutralne i niezawlaszczajace Baltyku “polskie wybrzeze”.