Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Jedz za dwoje – największa ściema wszech czasów, czyli jak nie przytyć w ciąży

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Mało rzeczy mnie w życiu przeraża, ale jedną z nich jest na pewno restrykcyjna dieta. Bo ja mam słabą silną wolę. Dlatego dieta pudełkowa to jedyne sensowe rozwiązanie, które jest w stanie utrzymać mnie w ryzach. Wiecie ile się nasłuchałam o tyciu w ciąży? Jedna dwadzieścia na plusie, druga trzydzieści… Jeeezu, ja nie chcę być Jabbą!

Wiem, że część kilogramów sama spada, bo karmienie, bo jedzenie w biegu, bo nie ma czasu na wielkie uczty. Ale umówmy się – trochę, to nie trzy dychy. I nie chodzi o to, że wprowadziłam jakieś rygory i teraz ześlę na Was oświecenie, wprost przeciwnie. Zrobiłam to co zawsze: odwołałam się do zdrowego rozsądku. Okazuje się, że to jak zwykle najlepszy doradca.

I jak zwykle – działa. Wyglądam jak milion dolarów, nie tyję, mam tylko zgrabny brzuszek i coraz więcej fajnych sukienek w szafie, w których wreszcie czuję się naprawdę dobrze. Nawet moja pani ginekolog była ostatnio cała w pretensjach, że za mało przybieram na wadze. Ale ona jest z frakcji “jedz pączki i rośnij duża, okrąglutka”, więc zupełnie się tym jojaniem nie przejęłam.

To nie jest tak, że z góry ustaliłam sobie zasady, którymi zaraz się z Wami podzielę. One same się ustaliły, a ja je tylko spisałam, kiedy zauważyłam ich powtarzalność. Dlatego bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. Ale nie jak prosiaki, tylko kulturalnie – nożem i widelcem. I nie zapomnijcie dokładnie przeżuwać.

1. Teraz możesz jeść za dwoje

Największa ściema wszech czasów, sama słyszę ją minimum kilka razy w tygodniu. Te wszystkie “teraz możesz”, “jesz za dwoje”, “poużywaj sobie”. A weź rwij na szczaw z takimi tekstami! Jak w ogóle można to robić kobietom?! Jestem przekonana, że w 80% przypadków ten kretynizm odpowiada za tycie w ciąży na potęgę. Bo przecież jest społeczne przyzwolenie na cztery kremówki dziennie, więc shut the fuck up. A powinno się mówić “jedz DLA dwojga”. To jest kolosalna różnica. I tu płynnie przechodzimy do kolejnego punktu.

2. Nie ile, tylko co

Jakość przed ilością – moja nadrzędna zasada życiowa, aktualna również w kuchni. To ważne zawsze, żeby nie jeść byle czego, a w ciąży szczególnie. Mam szczęście, że trafiłam w sezon, kiedy są najlepsze warzywa i owoce. Jak co roku mięso przestało dla mnie istnieć, ale za to na dobrze zaopatrzonym straganie wpadam w amok. I od czego mam niby tyć? Od pomidorów i cukinii?…

3. Zdrowy rozsądek to Twój najlepszy przyjaciel

Z tym mózgiem, co zmienia się w budyń to nie do końca prawda. Nie rozumiem dlaczego dziewczyny w ciąży postrzegane są jako te, które już powolutku odjeżdżają i mają coraz większy problem z samodzielnym myśleniem. My doskonale wiemy kiedy jesteśmy o jeden kawałek bezy za daleko. Pomyślcie o skali – 9 miesięcy ciąży plus połóg, plus karmienie i robi się z tego rok z okładem, kiedy społeczeństwo wmawia nam, że tych kilka tysięcy nadprogramowych kalorii jest ok, nie żałuj sobie, szamaj, kochaniutka, na zdrowie. Czy zdajecie sobie sprawę ile można zeżreć przez rok? Owszem, w którymś momencie dupa będzie wprost proporcjonalna do wielkiego brzucha, tylko problem polega na tym, że brzuch zniknie, a dupa zostanie.

4. Jeśli to możliwe – pozostań aktywna

Może truizm, ale to naprawdę działa. Wiem, że są dziewczyny, które muszą leżeć, jednak większość ciąż nie wymaga ograniczenia aktywności do minimum, a mimo wszystko gros kobiet idzie na L4 w momencie, kiedy zobaczy dwie kreski na teście. I zaczyna sobie dogadzać. Najchętniej paszczą. Bo jak nie teraz, to kiedy?

Nie tędy droga, moja droga. Bycie aktywnym doskonale robi nie tylko na ograniczenie porostu dupy, ale również na głowę. Nie degradujesz się dobrowolnie do roli samobieżnego inkubatora, lecz żyjesz normalnym życiem. Spotykasz ludzi innych, niż przyszłe madki, masz sprawy do załatwienia, musisz wyjść z domu, umalować się, ogarnąć, to naprawdę doskonale robi na głowę, na dystans do sytuacji oraz nadmierny dzidziusiowy konsumpcjonizm, który przejawia się kompletowaniem wyprawki od drugiego miesiąca ciąży i w efekcie obudzeniem się z taką ilością gadżetów, że właściwie można otworzyć terenowy oddział Smyka. Ach, kobito, po co ci to?…

5. Słuchaj swojego ciała

Ja nie z tych, które bedą Wam pisać o jakichkolwiek rygorach, ja kocham hedonizm. I wiem, że ciało jest mądrzejsze od wszystkich książek. Jeśli masz na coś prawdziwą ochotę, to widocznie jest ci to potrzebne. Na początku ciąży aż się trzęsłam na widok zakwasu z buraków. A skoro tak, to go piłam. Wiecie dlaczego? Bo to przebogate źródło kwasu foliowego, który jest w tym pierwszym okresie szalenie ważny i potrzebny. Później mi przeszło jak ręką odjął. Miałam też okres nabiałowy. Sprawdziłam i okazało się, że właśnie w tym momencie rozwija się u dziecka układ kostny. Później mi przeszło jak ręką odjął. Były też rzuty wątróbkowe, łatwe do rozkminienia – chodziło o żelazo. Piję kawę, a w ciąży jest większe zapotrzebowanie na magnez, więc wcale mnie nie dziwi regularnie powracająca chęć na gorzką czekoladę. Tylko większego niż zwykle zapotrzebowania na domowe ciasta nie potrafię logicznie wytłumaczyć, ale przy trzecim kawałku wchodzi na scenę zdrowy rozsądek. Cały na biało.

6. Bądź dla siebie dobra

To chyba najważniejsza rzecz, jakiej mnie ta ciąża uczy. Bo nikt tak skutecznie mnie nie pogoni do roboty, jak ja sama. Serio – potrafię być dla siebie straszna. Zmuszać się do wstawania o 6, żeby coś zrobić i inne tego typu przyjemności. Chyba, że złapie mnie ciążowy śpioch, z którym nie jestem w stanie dyskutować. Powoli nauczyłam się sobie odpuszczać. Jeśli potrzebuję drzemki w ciągu dnia, to idę do sypialni bez grama wyrzutów sumienia. A jeśli mam ochotę zjeść na kolację dziesięć placków ziemniaczanych, bo nagle okazało się, że Ukochany jest plackowym mistrzem świata, to je jem. Po pierwsze nie jestem na świecie za karę, a po drugie tyle mam codziennych zadań i równowagi w jedzeniu, że bez wyrzutów sumienia mogę sobie pozwolić na te placki. Raz. Na. Jakiś. Czas.

Wiecie dlaczego to wszystko napisałam? Żebyście się nie bały. Nie spasiecie się. Bo to Wy o tym decydujecie, a nie głupie ludowe powiedzonko. Ani mi się śni kręcić tu wielkie parentingowe baby boom, ale nie będę udawała, że to nie jest ważna część mojego życia. Jest i będzie. I nie ma ani jednego powodu, aby się tym czasem z Wami nie podzielić.

Po prostu bądźcie rozsądne, słuchajcie swojego ciała i o siebie dbajcie. A bajki o jedzeniu za dwoje włóżcie… między bajki.

Magda

Uważasz, że to przydatny wpis? To super! Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz go udostępnić 🙂

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Dodaj komentarz