Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Być może – nie szczuj mnie sądem!

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Stało się. Dostaliśmy pierwsze w historii pismo z kancelarii obsługującej właścicieli knajpy. Z pisma wynika, że albo usuniemy post, albo podejmą dalsze kroki prawne ze skierowaniem sprawy do sądu włącznie. Wnioskuję, że mamy się bać. Zastraszanie recenzentów metodą na zachowanie dobrego imienia? Nie sądzę.

Przyjrzyjmy się zatem sprawie nieco bliżej.  Sama recenzja nie jest ani bardzo dobra, ani bardzo zła. Jest zupełnie letnia i do poczytania tutaj. Właściwie wynika z niej tylko tyle, że my już nie wrócimy, ale jeśli Wy macie ochotę, to czemu nie? Ktoś inny pewnie machnąłby ręką, ale właściciele Być może poczuli się na tyle dotknięci nie dość płomiennymi uczuciami z naszej strony, że kancelaria była zmuszona napisać aż dwie pełne strony uzasadnienia. To dwa razy więcej tekstu, niż zawierała sama recenzja. Znaczy się obraza była wielka.

Tak oto zostaliśmy wezwani do usunięcia tekstu, który jest subiektywną opinią. Tekstu zamieszczonego na blogu, który nie podlega prawu prasowemu. Tekstu, który mieliśmy pełne prawo opublikować, tak jak wszyscy inni mają prawo publikować opinie o Być może zarówno na zomato, swoich blogach i na fp knajpy.

Pochylmy się więc nad samą merytoryką. W wezwaniu czytamy, że o „wysokiej renomie lokalu oraz dużym zainteresowaniu serwowanymi daniami świadczy (…) pozytywne wpisy zamieszczone zarówno na portalu społecznościowymi restauracji, jak również na stronie zomato”. Przyjrzyjmy się im zatem. Na portalu społecznościowymi, szerzej znanym jako Facebook, Być może uzyskało 4,4 gwiazdki, zaś na Zomato 3,7 na pięć możliwych. Czy to rzeczywiście są tak wysokie oceny?…

Dalej czytamy, że nasza ocena użytych produktów jest „nieuzasadniona i niezgodna z prawdą”. Szybko dowiadujemy się, że najbardziej wrażliwą kwestią, jest kwestia jajek oznaczonych numerem „3”. Niestety oboje widzieliśmy to oznaczenie na własne oczy. Oczywiście nie wątpię w dobrą wolę właścicieli i z pewnością na co dzień używają jajek od najlepszych, pieczołowicie wyselekcjonowanych niosek, ale może tym razem zabrakło i dokupili w pobliskim spożywczaku? To się zdarza nawet w najlepszej rodzinie. Nie wnikam jakim cudem na nasz stół trafiły trójki, ale wiem, co widzieliśmy i nikt mi nie zabroni mówić o tym głośno.

No i mamy jeszcze kwestię twarogu, co do którego ewidentnie się zgadzamy, więc nie do końca rozumiem ten zarzut. W wezwaniu bowiem czytamy: „(…) używania przez moich Mocodawców >>kiepskiego<< twarogu zakwalifikowanego jako >>Ziembiński<< (…) przez co narusza Pani renomę i prestiż lokalu.“ Hm. Rozumiem, że właściciele Być może uważają używanie twarogu od Ziembińskiego za skazę na wizerunku i odżegnują się od tego precederu. Ciekawie postawiony zarzut, zwłaszcza, że napisałam wyraźnie, że to NIE JEST twaróg od Ziembińskiego. Ja napisałam, Pan Mecenas też napisał, więc w sumie wygląda na to, że się zgadzamy. Ciekawa figura, nigdy wcześniej się z podobną nie spotkałam.

Problem leży gdzie indziej. Panie Mecenasie oraz szanowni właściciele Być może… Towaroznawstwo: jednym z najlepszych ogólnodostępnych w Warszawie twarogów jest właśnie Ziembiński. Gdybym napisała, że Pańscy mocodawcy takiego twarogu używają, byłby to ich atut! Myślę też, że każdy, kto prowadzi w Warszawie miejsce serwujące śniadania i dbający o ich jakość, doskonale wie, co to jest twaróg od Ziembińskiego, że jest znakomitej jakości i chętnie podaje go swoim gościom. Chyba niezręcznie wyszło…

Pozwolicie, że skupię się tylko na cytatach z przesłanego do mnie pisma. „Lokal >>Być może<< przez wielu zawodowych krytyków uznawany jest za najlepszy w Warszawie (…)“. Dobrze. A teraz konkrety – „wielu“ to liczba mnoga. Ale zadowolę się dwoma nazwiskami. Mamy w Polsce zaledwie kilku zawodowych krytyków kulinarnych, chętnie wymienię ich nazwiska: Nowicki, niegdyś trudnili się tym Bikont i Makłowicz, Nowak, Adamczewski… I to w sumie tyle. Skoro posługują się Państwo liczbą mnogą, proszę o wskazanie przynajmniej dwóch spośród wymienionych nazwisk, którymi opatrzone są recenzje lokalu Być może i wynika z nich wprost, że jest najlepszym lokalem w mieście stołecznym. Proszę również o podanie źródeł, abym mogła do tych tekstów sięgnąć. Z góry dziękuję.

No i najgorsze na koniec: „Poczynione przez Panią końcowe, nieprawdziwe ustalenia i wnioski, nie znajdujące żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, a mimo to zamieszczone w artykule, przyćmiły pozytywne aspekty ujęte w tekście, co podważa rzetelność ostatecznej oceny“. Rozumiem, że gdyby aspekty pozytywne przyćmiły aspekty negatywne, ocena byłaby daleko bardziej rzetelna. Przynajmniej w opinii właścicieli Być może.

Z całego tego dokumentu wynika tylko i wyłącznie spór o jaja. No, co za jaja… Jaja na wokandę! A wystarczyło napisać “O kurczę, ale wpadka, już reagujemy!”. I już, i po sprawie.

Tak naprawdę to pismo jest atakiem na wolność słowa, która mi się konstytucyjnie należy. Mam prawo mówić i pisać o rzeczach, których doświadczyłam i które widziałam na własne oczy. A jakby tego było mało – nie tylko ja je widziałam.

Przestańcie mnie straszyć, nie skasuję tego.

Magda

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

38 odpowiedzi

  1. To zadziwiające, że w roku 2015 są wciąż firmy które to robią i tak strasznie wychodzą na idiotów. Drodzy właściciele, Panie Mecenasie: pozwólcie, że wyjaśnię: NIE TAK załatwia się takie sprawy. Zamiast pisma przedprocesowego, w wyniku którego zapewne opiszą Was gazety a internety Was ZJEDZĄ – nie udajecie się do kancelarii, a do lotnego (odrobinę bardziej niż Wy) kolegi, który w dowcipny sposób odpisze na ten blogowy post, zapewni, że więcej trójki się nie zdarzą i zaprosi właścicieli na ponowny test śniadania. Tak się to robi w Czikago.

      1. dokładnie 🙂 a na dodatek, opisana przeze mnie droga jest znacznie tańsza (kawa dla lotnego kolegi + dwa śniadania) niż usługi naprawdę słabej kancelarii… ech… powinno być jakieś case study publicznie dostępne pt. “mam wielkie ego i ktoś dał mi delikatnego pstryczka w nos – JAK REAGOWAĆ?”

      2. zacząłbym od czegoś takiego:

        ====

        Cieszymy się, że smakowało ci jajko zapieczone w pomidorach i sofritto.
        Naszym gościom – podobnie jak i Tobie smakują też tosty francuskie – nasza specjalność.
        Jeśli natomiast chodzi o jajko “trójkę”:
        Wybacz nam niedopatrzenie, mówiąc szczerze nie mamy wytłumaczenia jak mogło do tego dojść.
        Upewnimy się, by już nigdy żaden nasz gość nie dostał “trójki”, a Ciebie zapraszamy serdecznie na ponowny test naszego śniadania – tym razem na nasz koszt.

        ====

        niestety zbłaźnili się pismem przedprocesowym – trzeba uderzyć się w związku z tym w pierś trochę mocniej – ale CAŁY CZAS mają szanse z tego wyjść jakoś z twarzą.
        ciekawe… będę śledził jak sprawa się skończy.

  2. Po pierwsze – z krakowskiej perspektywy biznesowej, mam wrażenie, że w Warszawie po prostu tak załatwia się sprawy. Coś mi się nie podoba, idę do mecenasa, a niech się przestraszą! No straszna żenada! A co do Trójki… w życiu nie wziąłbym do ust jajka z tym oznaczeniem, i podobnie wkurzyłbym się, gdyby podano mi je w jakimkolwiek lokalu. Tych jajek nie da się jeść.

  3. Czemu restauratorzy (i nie tylko) tego typu tak bardzo lubią strzelać PRowymi pociskami we własne stopy? Co odważniejsi za jednym zamachem potrafią przestrzelić kolano, stopę i rykoszetem trafić kumpla obok… Takie jednostki chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.

  4. Może nie sąd ale marka z ktorą ostatnio wspolpracowala poprosila mnie bym na youtube usunal “kilka” komentarzy. Była to cala lista (wszystkich bylo kolo 500).
    Komentarze w stylu ja bym mimo wszystko wybrał markę Y albo ten produkt jest za drogi. Tez mi to humor poprawilo.
    Nie martw się. Nic nie kasuj!

  5. Jeżeli się wystraszysz i im ustąpisz usuwając bądź zmieniając swoją recenzję, to uważaj bo będziesz miała ze mną do czynienia!!! Ani mi się waż im ustępować!!! Niech żyje wolność słowa i wolność wyrażania opinii!

    Ten mecenas nie rozumie, że subiektywnej oceny nie można oceniać w kategoriach prawda/fałsz. Jeżeli ci nie smakuje potrawa i o tym napiszesz, to czy jest to zdanie prawdziwe czy fałszywe?

    Najbardziej mnie boli jak bloger czy dziennikarz boi się takiego mecenasa i usuwa bądź zmienia recenzję… To jest mega słabe. Przykład – bloger od tatara, który podkulił ogon i bardzo się wystraszył pisemka od jakiegoś mecenaska….

    Nie idź tą drogą i rób swoje!!!

    1. Zgadzam się z tym, że nie powinna ustępować w tym konkretnym przypadku (co zresztą sama napisała) bo w tej recenzji nie widać niczego rażącego co mogłoby podpadać pod pozew.

      Natomiast przykład, który przytaczasz nie dotyczył blogera tylko Youtubera z kanału Kocham gotować i tam sytuacja wyglądała trochę inaczej, bo z tego co kojarzę to na filmie powiedział, że ten tatar jest toksyczny i ludzie po nim świecą, więc to co innego 😉

  6. Magda, nie wiem jak teraz będzie z wolnością słowa, po grabieży TK przez panujący nam rząd i namiestnika, no ale trzymam kciuki, z tego co wiem, to nie mają żadnych podstaw prawnych, a snuć i słać takie pisemka to sobie mogą na poprawę własnego humoru

  7. Cześć. Tutaj nic Prawo Prasowe nie ma do gadania. Różnić się będzie jedynie droga podstępowania sądowego, ale w obu przypadkach każda osoba, które poczuje się w jakiś sposób dotknięta, może wnieść sprawę do sądu. Możesz bronić się wieloma argumentami, ale pamiętaj, że istnieje jeszcze więcej powodów, aby Ciebie oskarżyć. Znam takie sprawy w których blogerzy kulinarni zostali oskarżeni o zdjęcie potrawy, a restaurator bronił się tym, że to nie jego potrawy, nie jego lokal, że foto zostało wykonane w innym miejscu, a całość zaaranżował bloger. Lepiej usuń post. Takie jest moje zdanie, chyba, że chcesz być ciągana po sądach i masz na to czas. Lepiej odpuścić i robić biznes. Pozdrawiam. http://bieganieuskrzydla.pl/

      1. Weronika, nie błagaj. Nie ma takiej potrzeby 🙂
        Wiadomo, że jedna na tysiąc restauracji trafi się taka, że będzie chciała z nami iść do sądu. Jak chcesz walczyć i ich edukować, to ok. Mi naprawdę szkoda na to czasu 🙂

      1. Dowiedzieliśmy się o całej sprawie, bo ją nagłośniono. Lepiej jest część rzeczy związanych z prowadzeniem biznesu, pozostawić dla siebie 🙂

  8. Pojęcia nie mam co to za lokal, nie grzeje mnie Warszawa kompletnie, bloga pierwszy raz na oczy widzę, ale jestem właśnie “z internetów” i poślę to dalej w świat na społecznościówkach, bo taka buta ze strony właścicieli powinna być piętnowana i wypalana rozgrzanym żelazem ironicznych komentarzy. A znajomych mam dużo. I w Warszawie również. Chapeau bas, panowie właściciele i mecenasi.

  9. Czy właściciele firm/restauracji/czegokolwiek naprawdę myślę, że straszenie pozwem osób działających w internecie poprawi renomę ich firmy? Jakoś nie mogę tego pojąć. Jest to przecież logiczne, że w takiej sytuacji zrobi się tylko jeszcze większe i jeszcze bardziej negatywne zamieszanie. Gdzie tu sens?
    Tak czy siak, mamy wolność słowa i każdy może pisać co mu się podoba.

  10. Czytam i nie wierzę… Primo, że blogerka NIE ZROZUMIAŁA pisma z kancelarii (tak tak, żeby tu napisać ja zadałam sobie taki trud), secundo, że wy fanatycy idziecie za nią jak za prezesem… Ani słowa o usunięciu recenzji w piśmie nie było! ale o zlikwidowaniu nieprawdziwych informacji o jajkach! Bo nikt jajek trójek nie widział, ale są one jak yeti, wszyscy słyszeli że były… I to jest właśnie żenada. Dziękuję Pani Magdaleno, do tego wpisu było miło, ale straciła Pani moje zaufanie.

  11. Wygląda na to, że bloger, mający własne negatywne zdanie, dla własnego bezpieczeństwa, będzie musiał sporządzać dokumentację fotograficzną (może lepiej filmową?) z tego co ocenia, podając lokalizację GPS (że tam był), odczyt z certyfikowanego czasomierza, badając jeszcze na dodatek źródło pochodzenia produktów, materiałów itd. Rozważmy jednak czy to nie jakaś kura-dywersantka podrzuciła jajko ze zmienną cyferką, albo konkurencja magicznie podmieniła na talerzu rzeczony owalny obiekt konsumpcji 😉

      1. No wiesz, w temacie drobiu to zawsze pan Józek, w temacie jaj (a szczególnie robienia sobie jaj) to ja jestem ekspertem, bym taki temat miał przegapić? 😉

  12. Hmmmm. Dwie rzeczy:

    1. To że to jest blog, nie oznacza, że nie podlega prawu prasowemu. To sąd ocenia czy bloga należy uznać za medium, czy nie. W waszym przypadku zapewne postanowiłby, że tak. Bo wpisy pojawiają się regularnie, prezentujecie informacje z danej branży, zamieszczacie reklamy. Na Waszym miejscu w ogóle pomyślałbym o zgłoszeniu się do rejestru tytułów – zgłoszenia przyjmują sądy okręgowe. Niezarejestrowanie tytułu to przestępstwo. Dopóki nikt tego do prokuratury nie zgłosi, możecie spać spokojnie. Ale jak nadepniecie komuś “kumatemu” na odcisk, będziecie mieć problemy.

    2. Teraz dobra wiadomość – gatunki dziennikarskie dzielimy na informacyjne (tu niezbędna jest rzetelność, staranność i obiektywizm) i publicystyczne (prezentują opinię, subiektywną oczywiście). Recenzja to gatunek publicystyczny. Czyli knajpa może Wam nadmuchać.

    ___________________________

    http://seczytam.blogspot.com/

  13. Dziwne to zachowanie ze strony właściciela knajpy nie powiem… podobnie było z Ogińskim, który może barwnie opowiadał o tatarze ale też dla dużej firmy odbiło się to na tyle czkawką, że zawierali ugodę czym prędzej. Takie działania się po prostu głupie z biznesowego punktu widzenia. Naprawdę to co opisał kolega na dole byłoby zdecydowanie lepszą reakcją. Gdyby zaprosili Was do ponownego odwiedzenia lokalu to byłoby zupełnie inaczej. Jakiś porażający brak biznesowego instynktu samozachowawczego. Ogólnie po lekturze recenzji stwierdzam, że z prawnego punktu widzenia to oni Ci mogą literalnie naskoczyć ;).

  14. W podobnym stylu, choć nie na taka skale zachowało się popularne ostatnio #sexyduck
    Mój komentarz na FB został usunięty a ja sama zablokowana (pierwszy raz wywalono mnie z fejsbukowej strony), a komentarz nie był taki straszny – poniżej
    Słabo, słabo, słabo.
    Szybki lancz z koleżankami skończył się 50 min oczekiwaniem. Klienci, którzy przyszli po nas już dawno zjedli swoją pizzę. Pan dumnie informujący, że pełni funkcję kierownika sali w ogóle nie ogarnął tematu, nie panował nad zamówieniami i wynoszonymi posiłkami. Jak zgłosiłyśmy wątpliwość, że czas oczekiwania na lancz, który z definicji powinien być szybki, jest zdecydowanie za długi odpowiedział, że w końcu jesteśmy w restauracji. Skoro tak to dlaczego jedna z nas dostała swoje jedzenie, a my nadal czekaliśmy na swoje (kolejne 20 minut!).
    Całą sprawę “osłodziłoby” gdyby pan Kierownik w ramach rekompensaty nie policzył nam za karafkę wina zamówioną do obiadu, przekroczyło to jednak jego kompetencje kierownicze.
    Nadmienię, że przed wyjściem na lancz dzwoniłam z pytaniem o czas oczekiwania a na miejscu tez nie zostałyśmy poinformowane o czasie oczekiwania. Jedyny + pizza była na prawde dobra.

    Konkluzja jest taka – nie dziękuję więcej nie przyjdę i nikomu nie polecę!

Dodaj komentarz