Ludzie, dlaczego my masowo nie jeździmy do Brna na weekendy, balety, melanże i dobre żarcie? Ogarnijmy się, bo mamy perłę przed nosem, a my jak te wieprze. Praga jest fajna, ja to rozumiem i kocham bardzo mocno, ale na Pradze Czechy się nie kończą.
Tym razem też miałam znakomitego przewodnika, a nawet dwóch. O Filipie pisałam Wam we wpisie o Morawach Południowych. W Brnie, oprócz Filipa, był ze mną Lukas Hejlik, tak mój czeski odpowiednik – też pisze książki i lubi dobrze zjeść. I chłopcy zabrali mnie w najlepsze miejscówki, dlatego Wy już nie musicie odrabiać zadania domowego, bo całe zadanie macie odrobione w tym wpisie. Szykujcie się na dobrą kawę, dobre jedzenie, dobre bary i kilka świetnych miejsc wartych zobaczenia. Mam tu wszystko.
To lecimy!
O Morawach Południowych pisałam w ramach współpracy z regionem, nie byliśmy umówieni na drugi wpis, ale Brno jest tak fajne, że zwyczajnie na to zasługuje. Nie muszę tego pisać, po prostu lubię być transparentna. Zatem traktujcie ten wpis jak chcecie, ale zbierajcie graty i jedźcie do Brna!
Zacznijmy może tak prawilnie, od śniadania. Zapraszam do Eggo (Dvořákova 12). Nie zrobicie tu rezerwacji, będziecie stać w kolejce i nikt Was nawet nie pożałuje. Ale warto. Chyba najbardziej to miejsce mi się kojarzy z gdyńskim Flow – też mają szalone, kolorowe i przepyszne śniadania i też jest tu zagłębie hipsterów (czy w ogóle jeszcze się tak o kimś mówi?). Jest też pysznie, syto i cudownie luźno. Taki początek dnia może Was zaprowadzić tylko na pierwsze, ustawowo należne każdemu podróżnemu w Czechach, piwo. Zatem wybierzcie się do Na Stojáka, beer pubu na placu Jakubskim (Běhounská 16).
Stąd będziecie mieli blisko do jakże zabawnej atrakcji… Do konia. Idźcie obejrzeć konia (Moravské nám. 611/6), mówię Wam. Z pozoru koń, jak koń. Może nogi ma trochę długie. Pod konia musicie wejść i patrzeć w górę. Jeśli jeszcze nie widzicie, to podejdźcie krok do przodu w stronę końskiej głowy. Nadal nie widać? To jeszcze jeden mały krok.
Nie ma za co.
Za nami pierwszy żarcik. Kolejny jest kawałek dalej na Placu Wolności (nám. Svobody), na którym jest zegar. Niby nic, a jednak nikt nie potrafi odczytać z niego godziny, za to każdy mieszkaniec Brna (i Wy teraz też) wie, że pieszczotliwie zegar nazywany jest “wibratorem”. Co autor miał na myśli? Wiadomo.
I tu płynnie możecie pójść dalej, aby zatrzymać się w Monogramie (Kapucínské nám. 310) na znakomitą kawę. Przecudnej urody kamienica, proste wnętrze, pyszny przelew. To dobry adres na krótką pauzę, bo zaraz obok macie Zelný trh – główny plac, który poza sezonem bożonarodzeniowym, służy jako najprawdziwszy targ i nie jest turystyczną atrakcją. Chociażby dlatego, że w Brnie, jeśli jacyś turyści są, to sporadycznie, ale tak generalnie nie ma ich prawie wcale.
I TO jest właśnie najwspanialsze w Brnie. To miasto jest ładne, ma mnóstwo do zaoferowania i jednocześnie kompletnie omijają je turyści. No, bajka! A knajpy pełne, wine bary to samo. Bo w Czechach jest kultura wychodzenia do restauracji, spotykania się ze znajomymi i rodziną poza domem. Jest coś, czego nam w Polsce cały czas trochę brakuje. Właśnie dlatego Brno ma taki świetny klimat – bo jest prawdziwe i prawdziwie żyje.
Przy Zielonym Targu macie jeszcze dwa dobre adresy: pierwszy to food truck z najlepszymi burgerami w mieście, więc kolejka non stop, nie bądźcie zaskoczeni, czyli Bucheck Brno (Zelný trh 325) i Gran Moravia (Zelný trh 19) – producent morawskich serów w typie Grana Padano. Bardzo dobre i wcale nie ustępują tym włoskim, więc to może być fajny pomysł na coś, co można zabrać do domu. I zjeść.
Jeśli myślicie, że koń i zegar w kształcie wibratora to jest maksimum możliwości tego miasta, to żebyście się nie zdziwili. Zapraszam do Starego Ratusza (Radnická 8) – mają tu prawdziwego wypchanego krokodyla. Tak sobie wisi, możecie pod nim przejść. To miejsce jest warte małego myszkowania, zaraz obok jest cudnej urody sklepik z laskami. Ale wiecie – takimi do podpierania się, nie że z dziewczynami. Sklepik z laskami i kapeluszami (Panská 363/9) – wąska, urocza specjalizacja. Nie wiem czy z tego da się przeżyć, ale takie miejsca mają tyle uroku i tak “robią” klimat, że powinny mieć dofinansowanie. Szalone szafiarki będą zachwycone.
A teraz robimy przystanek na posiłek. Zapraszam Was do MANYA Sushi & Sake Izakaya (Průchodní 2). Nie bądźcie zdziwieni, jeśli w japońskiej knajpie w czeskim mieście zostaniecie przywitani płynną polszczyzną. Takie rzeczy też się dzieją. Izakaya to przede wszystkim różne drobiazgi i przekąski, takie do dzielenia się. Bez dwóch zdań musicie tu zamówić bakłażana. Bez kitu, ja nie wiem jak oni go robią, ale bardzo bym chciała się dowiedzieć, bo to jest tak uzależniające cholerstwo, że dla samego tego dania warto pojechać do Brna. W życiu nie jadłam bakłażana, który były z jednej strony tak głęboki w smaku i umamiczny, a z drugiej jak jedwab. Jedliście kiedyś pyszny jedwab? No właśnie. Spróbowaliśmy tu wielu dobrych rzeczy (gyozy też wybitne!), ale ten bakłażan… O Boże!
Dla tych, którzy cenią sobie papierowe książki, książki w ogóle, czytanie książek oraz obcowanie z książkami, super adresem będzie księgarnia Martinus (OC Velký Špalíček, Mečová 2). Możecie tu coś przekąsić, wypić kawę lub herbatę i po prostu przyjemnie sobie pobyć.
A teraz, żeby nie wyjść z wprawy, pójdziemy na piwo do Poupě (Dominikánská 342). To jest wielka piwiarnia, mnóstwo stolików, taka czeska klasyka. Ale tak naprawdę wcale nie przyciągnęłam Was tu na piwo. Mój cel jest przebiegły i nie do końca jawny. Otóż teraz będzie quest: przejdźcie się ulicą Dominikańską i bardzo dokładnie pooglądajcie klamki u drzwi.
Tak jest, właśnie zdobyliście kolejny punkt w grze pt. “Jak bardzo pojechane jest Brno”.
Nie ma za co.
Zaraz obok możecie przejść się jeszcze przez dwa podwórka z galerią, kawiarniami i barami przy ul. Dominikánskiej 348. A teraz łapiemy taksówkę, ponieważ po raz pierwszy i przedostatni będzie nam ona potrzebna. Jedziemy do Villi Tugendhatów (Černopolní 45, 613 00 Brno). Tutaj aż przysiadłam z wrażenia!
Villa Tugendhatów to oszałamiający, wspaniale odrestaurowany i utrzymany przykład modernizmu. Wybudowana na kilka lat przed II Wojną Światową, pełna nowatorskich jak na tamte czasy rozwiązań, jest jednym z najciekawszych miejsc w Brnie. Miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć, nawet jeśli modernizm to jest jest do końca Wasza bajka. Już wtedy dom miał klimatyzację, stalowa konstrukcja pozwalała na otwarcie przestrzeni i zrezygnowanie ze ścian nośnych, a cała przeszklona ściana z panoramicznym widokiem na Brno elektrycznie zsuwała się w dół i otwierała całe piętro wprost na ogród. Nie wspominam nawet o całej ścianie z onyksu i bajecznym designie. Villa Tugendhatów to jest totalny sztos!
Zła wiadomość jest jednak taka, że nie wejdziecie tam z ulicy. Bilety wyprzedają się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, grupy zwiedzających są małe i jest ich tylko kilka dziennie. Ale zapewniam Was, że jest to coś naprawdę wartego zwiedzenia i zobaczenia, więc jeśli chcecie zapolować na bilety, to zajrzyjcie na tę stronę.
Zaraz obok, w odległości dwuminutowego spaceru, znajdziecie kawiarnię Rebel Bean (Durďákova 1786/5) należącą do najbardziej utytułowanego baristy w Czechach. Sądzę, że nie tylko dla kawy, ale i dla wnętrza warto się tu zatrzymać na małe pół godzinki. Bo zaraz Was wsadzę w taksówkę i wiecie co będzie.
Ok, czy towarzystwo odpoczęło? To jedziemy do Sorry, pečeme jinak (Křídlovická 32 /1). Co to jest za cukiernia?! Co to jest za szalona dziewczyna, która to wszystko wymyśla?! Słuchajcie, to miejsce to jest hit. Jest słusznie sławne, ich ciasta rozchodzą się na pniu, bo są fenomenalnie pyszne. Ale najciekawsze może być dla Was to, że ciasto, które wszyscy kojarzymy pod nazwą “Leśny mech” zostało wymyślone właśnie tutaj! I rzeczywiście, tutejsze wyprzedza wszystkie inne o cztery długości. A ponieważ nazwa zobowiązuje, to podają je z… suszonymi świerszami. Za to czekoladowe jest ze skwarkami. Bo czemu nie? Koniecznie spróbujcie też pralin. Tu naprawdę znać rękę zawodowca – czekolada jest tak cienka, że urąga logice, bo jak niby jest w stanie utrzymać w sobie nadzienie? A jednak. Sorry, pečeme jinak jest obowiązkowym punktem na mapie Brna. Ja też nie lubię słodyczy. Chyba, że są tak dobre jak tutaj, to wtedy lubię.
Jak już rozpędzicie metabolizm, to na kolację wybierzcie się do Element (Běhounská 7). To taki nienachalny fine dining, fajne, przestronne wnętrze i otwarta kuchnia. Bardzo dobra selekcja win, do czego na Morawach Południowych przywykniecie bardzo szybko. Jedzenie jest tu bardzo smakowite, a atmosfera… powiedziałabym, że eklektyczna, jeśli tak można powiedzieć o atmosferze. Z jednej strony są pary na romantycznej kolacji, laski odstawione jakby się spodziewały oświadczyn (i może tak właśnie jest), a z drugiej ludzie w dżinsach wyjadający sobie z talerzy (my). Wszyscy są mile widziani.
Lubię to.
I teraz jeszcze wino. Gdzie na wino w Brnie? Wine barów jest tu mnóstwo. Ze swojej strony i doświadczenia polecam Wam Just Wine (Dvořákova 24/1), Bar, který neexistuje (Dvořákova 1) – super popularne miejsce. Możliwe, że będziecie musieli poczekać na stolik w kolejce, ale warto. Jest jeszcze Na břehu Rhôny (Jakubské nám. 2), jak nazwa wskazuje miejsce wyspecjalizowane w winach francuskich.
Fajne gastro-przewodniki w języku angielskim po Brnie i Morawach Południowych do pobrania w pdf znajdziecie tutaj (Gourmet Brno) i tutaj (Gourmet South Moravia).
I na koniec pytanie, które zawsze pada: gdzie spać?
Ja spałam w Hotelu International (kiedyś InterConti). Duży, czysty, przyzwoity, wygodna łóżka i przede wszystkim znakomicie położony. A to jest kluczowe. Z tego hotelu wszystkie opisane miejsca (z wyjątkiem Villi Tugendhatów i Sorry, pečeme jinak) macie w zasięgu bardzo krótkiego spaceru. To jest jego bezwzględna zaleta. Mają parking naziemny i podziemny, jest nawet kasyno, jeśli takie rzeczy Was interesują. Jest tu całkiem ok. No i wygodne łóżka, co jest jedną z najważniejszych rzeczy w przypadku hotelu.
Ode mnie to tyle.
Do zobaczenia w Brnie!
Magda
Spodobał Ci się wpis? To fajnie 🙂 Będzie mi miło, jeśli go polubisz lub udostępnisz. Dzięki!