Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

G-Ramen Kikuya – to po prostu dobry ramen. Amen

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Nie ma tu żadnych ekscesów, nie wydarzy się nic ekstraordynaryjnego. Niewielka norka z zakamarkami, trochę teleportacja do Japonii, krótkie menu z kilkoma pozycjami, zielona herbata z puszki. To po prostu dobry ramen. I amen.

Czy w mieście stołecznym potrzebujemy kolejnej ramenowni? Nie wiem. Tak samo jak nie wiem czy mamy już dość pizzy neapolitańskiej, czy jeszcze ze trzy knajpy wciśniemy? Wiem natomiast, że mamy za mało życia w tym cokolwiek ponurym mieście, tej pulsującej energii, którą znajduję w innych miejscach na świecie. Warszawa jest na tym tle jak zombie. Ale za to mamy nowe miejsce na ramen. A ramen krzepi.

Ponieważ w menu są aż cztery pozycje, to spróbowaliśmy wszystkich. Krótkie menu zwiastuje krótki wpis. Nawet mi to pasuje, bo jak mam wrócić do blogowania, to raczej małymi krokami. Nie przeciągajmy zatem.

Może taka gradacja: od tego, który smakował mi najbardziej w dół, ok? Otóż najbardziej smakował mi Mala Tantan-men – wielowymiarowy, głęboki w smaku, umamiczny i kremowy wywar podkręcony pikantnymi nutami mielonej wieprzowiny, uroczo domknięty pastą orzechową i prażonymi orzechami. Na przełamanie kiszonki i listki mizuny. Bardzo, bardzo. Następnym razem wybiorę właśnie ten.

 

 

Dalej w kolejce stoi Buta Ramen, flagowa miska w tym lokalu, jak sądzę. W tym wypadku mamy możliwość pełnej modyfikacji tego, co dostaniemy. Przede wszystkim trzy pojemności: mini, normal i large. Dalej mamy karteczki i ołówki. Na karteczkach zaznaczamy ilość warzyw, czosnku czy słoność, możemy też dobrać ekstra toppingi. Jesteśmy normalni, agresja: 0, więc we wszystkich opcjach zaznaczyliśmy “normal”. To jest ciekawe danie. Nic tu ze sobą nie walczy, wszystkie smaki są odrębne i czytelne, ale jednocześnie pięknie ze sobą grają. Wyobrażam sobie, że tak może wyglądać dobry związek dwojga ludzi. Trochę czosnku, trochę kiełków, delikatny boczek chashu i zero wątpliwości co ma jaki smak. A tak serio – to jest bardzo smaczne danie, bardzo kompletne i przemyślane, makaron jest gruby i sprężysty… Duża przyjemność.

 

 

Tonkotsu Shoyu Ramen jest cały o świni. Jeśli nie lubicie smaku wieprzowiny, to sobie odpuśćcie, bo tu nie da się go z niczym pomylić. Konkretne plastry przyjemnie kruchej karkówki przykrywają niemal całą miskę. Wywar również wieprzowy, do tego szpinak i nori. Powiedziałabym, że to na pewnym poziomie mentalnym bardzo polska zupa. Powiedziałabym, ale ramen to nie zupa. Ramen to makaron.

 

 

I na koniec Vegan Shoyu – w moim odczuciu najsłabszy. Shoyu tare na bazie sosów sojowych, które choć z definicji umamiczne, nie robią tu roboty. Znajdziecie w nim mizunę, boczniaki, pieczarki, pomidorki czy chipsy z topinambura. Wszystko fajnie, ale brakuje mu głębi smaku i nie ma żadnego podjazdu do tego, co podaje Vegan Ramen Shop – świątynia wegańskich ramenów, po których chce się wylizać miskę. Dodatkowo wcięliśmy do niego jajko, ale wiele nie pomogło. Może tak ma być, a może jeszcze go dopracują? Nie wiem.

 

 

Ale trzymam kciuki, bo to bardzo fajne miejsce.

Rachunek

Magda

Info

FB
ul. Noakowskiego 12, Warszawa

 

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Dodaj komentarz