Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

sztuczka częstochowa

Sztuczka – matka Boska* by jadła

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Do Sztuczki trafiamy któregoś wieczora wracając ze Śląska. Mamy w sobie zew odkrycia czegoś nowego w miejscu, które – bardzo mi przykro, ale tak jest – z nadzwyczajnych restauracji nie słynie. Śląscy szefowie kuchni odpytani na okoliczność Częstochowy zgodnie wskazują ten właśnie adres. Jedni jedli i było dobrze, inni nie jedli, ale słyszeli, że jest dobrze.

Czasem zdarza mi się polecieć jakimś durnym stereotypem i bardzo lubię, kiedy ktoś burzy te moje koncepcje. Na przykład koncepcję na temat fine diningu w Częstochowie. Bo umówmy się – kuchnia wymagająca od odbiorcy nieco więcej, ta z wyższej półki, sprawdza się w Polsce raczej w większych miastach. Nie dlatego, że większe miasta mają jakieś szczególne podniebienia lecz z powodu statystyki – więcej ludzi, to więcej potencjalnych odbiorców.

Dlatego myślę sobie, że z tą Sztuczką to odważny ruch. I wygląda na to, że działa, bo radzą sobie na rynku już od dwóch lat. W jedzeniu czuć, że jest tu większy potencjał i większe możliwości, niż to, co dostajemy na talerzach. Jest iskra boża, ale być może miejscowy rynek nie jest gotowy, aby ją przyjąć, więc umiejętności szefa kuchni ten własnoręcznie przyciął do lokalnych potrzeb. Ale tylko trochę.

W ramach amuse bouche dostajemy delikatny, jak marzenie kawałek ośmiornicy, więc zanęceni zamawiamy ją na przystawkę (33 zł) i tym razem towarzyszy jej sałatka wakame, ziemniaki krojone w julienne i świetna, odświeżająca granita z wasabi. Bardzo to ładnie ze sobą gra, smażone ziemniaki wesoło chrupią, ośmiornica niemal rozpływa się w ustach, a granita z wasabi dodaje lekkości. Nie jest to też szczególnie oczywiste połączenie, więc tym bardziej doceniam.

Niezłe jest domowe ravioli (18 zł) z rillettes z kaczki i kasztanów podlane grzybowo-truflowym consomme i masłem o posmaku orzechów laskowych. Bardzo kompletne smaki, choć mam uwagę do rantu pierożka, bo tu ciasto było zbyt grube i zbyt twarde. Dalej zupy: bardzo smaczny żurek na domowym zakwasie (15 zł). Jego smak i gęsta konsystencja kojarzy mi się z żurkiem mojej babci. W ogóle jest w tym smaku coś bardzo domowego, prawdziwego. Miałam taką myśl, że niezależnie od tego jaki żurek robiły wasze babcie, wy też ten ze Sztuczki odczytacie jako ten domowy. W żurku znajdujemy też konfitowane jajko, delikatny boczek przygotowany metodą sous vide i majonez chrzanowy.

Intryguje nas jaskrawozielona zupa, którą widzimy na kolejnych talerzach wychodzących z kuchni, więc na nią także się decydujemy. Zielona i – jak się okazuje – genialnie kompletna w smaku zupa to krem z pistacji i cukinii (18 zł), znajdujemy w niej także delikatnego łososia marynowanego w soku z yuzu (niestety hodowlanego, a jego trącący mułem posmak wyczuję zawsze) i niteczkowate ciasto kataifi. Zupa jest fantastycznie smaczna, ale wynika przy niej mały zgrzyt, bo pytam kelnerkę w jaki sposób uzyskują taki kolor. Wiadomo, że nie da się tego zrobić ani pistacjami, ani cukinią. Ta na to rzuca mój ulubiony tekst wszech czasów: “Tajemnica szefa kuchni!”. Jasne, tajemnica. Nie ma czegoś takiego, jak tajemnica! A gdybym miała alergię na któryś ze składników? Chyba, że nie wiedziała, ale w tej sytuacji powinna pójść i zapytać, a nie robić z ludzi… Później od szefa kuchni dowiaduję się, że to stary, poczciwy groszek.

Z głównych decydujemy się na żeberka wieprzowe (29 zł) i musakę (29 zł). Żeberka są delikatne, kasza z borowikami ma w istocie borowiki i ich szlachetny smak wybija się na pierwszy plan, a korzenny demi glace ładnie domyka danie. Musaka z kolei jest smaczna, zapieczona w niewielkim żeliwnym garnku, ale brakuje jej szczypty Grecji – więcej kopa od przypraw i być może więcej sosu, bo mięso jest nieco suche. Co nie zmienia faktu, że ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne.

Mimo kilku wymienionych detali uważam, że Sztuczka to świetna knajpa, która ma odwagę iść pod prąd wszechobecnej kebabowości miasta Częstochowa. Z przyjemnością jeszcze do nich wpadnę i sprawdzę co ciekawego wymyślili. Wy też wpadnijcie zwłaszcza, że z jedzeniem przy trasie jest wieczna padaka, a przez Częstochowę przejeżdża się w drodze na Śląsk i dalej na południe.

* matka Boska – mam kolegę, kolega nazywa się Bosek, a jego matka to…

Rachunek.

Magda

Info

fb
Stary Rynek 13, Częstochowa

Szef kuchni: Paweł Nabrdalik

 

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz