Najpopularniejszy w Polsce blog z kategorii food&travel

Staromiejska 13 – Czubak, ty łobuzie! /Katowice

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Staromiejską 13 odwiedziliśmy przeszło tydzień temu. Rany, czego ja się nie naoglądałam na ich Facebooku – że własne masło robią, że o świcie dzikie zioła zbierają, że ekscytacja sięga zenitu. Coś jak przedsionek raju, prawda? No to ja mówię: sprawdzam! A tak serio – poszłam tam, bo zawsze chciałam zjeść u kolesia, który gotował dla prezydenta Gabonu.

Chłopcy sprawnie wyłożyli karty na stół. Najpierw rozkoszne w swej prostocie i idealnym balansie smaków amuse bouche, czyli chłodnik z pianą chrzanową. Lekki i pobudzający kubki smakowe, doskonały na ciepły dzień. Podają też świetne masło, choć domowy chleb trafiliśmy czerstwy.

IMG_1055

Zaraz za nim pojawiła się sałatka z ośmiornicą (20 zł), która była i olśnieniem, i nie. Na talerzu znalazło się jeszcze awokado, lekko marynowana papryka, cykoria i dressing cytrynowy. Olśnieniem była ośmiornica o fenomenalnie delikatnej strukturze. Duży, duży ukłon. Niestety była również totalnie i nieodwołalnie pozbawiona smaku. Znacie tu uczucie? Takie nieszczęście w szczęściu. Ani smak papryki, ani gorycz cykorii, ani płasko kwaśny dressing nie pomógł, ale nadal doskonale pamiętam ośmiornicę i jeśli trafię ją w menu, to bez chwili zastanowienia znowu zamówię. Wiem, że to przeczytają (pozdrawiam!) i już nigdy nie podadzą ośmiornicy bez smaku (pozdrawiam ponownie!).

IMG_1058

Ale za to przegrzebki z kaszanką (30 zł)… Czysta, prosta przyjemność wynikająca wprost z sanżaków usmażonych w punkt, znakomitej i pięknie się z nimi łączącej kaszanki i zgrabnie spinających w całość kwaśnych nut. To nie jest odkrywcze połączenie, ale zręczne i sprawdzające się za każdym razem. Gdybym była czepliwa, a przecież wszyscy wiedzą, że nie jestem, napisałabym, że chipsy z siemienia lnianego to średnio udany pomysł, bo trudno je było pogryźć i że nie lubię Granny Smith. Ale rozumiem ideę – coś miało chrupać w ramach przełamania delikatnych tekstur, coś musiało być kwaskowe w ramach zbalansowania smaku. W sumie słuszna linia.

IMG_1056

Na uwagę zasługuje też kaczka z pęczakiem (43 zł). Może nie wygląda na szczególnie różową, ale zapewniam, że rozpływała się w ustach. Fajnie zagrali słodkimi smakami, dodali lawendę, słodką marchewkę czy śliwki, choć mus z suski sechlońskiej w moim odczuciu był zbyt słodki, a z drugiej strony szalenie pasował mi jej dymny aromat. Słodycz nie jest wielkim problemem, bo można go nie zjeść lub zjeść tylko trochę. Pęczak w tym wszystkim dość neutralny i fajnie, bo na pierwszy plan wybijał się smak soczystego mięsa podbitego słodkimi nutami.

IMG_1061No i boczek (40 zł)… Boczek zupełnie niechcący rozbił bank. Najpierw długo pieczony, później podpiekany przed samym podaniem, rozpustnie tłuściutki i rozpływający się w ustach, przykryty cudnie chrupiącą skórką. Boczek to majstersztyk. Poczucie winy z powodu spożywania solidnej porcji czystego tłuszczu fajnie znosiło puree marchewkowe, lekki, delikatny przegrzebek i filety pomarańczy, której kwasowość była tu niezbędna. I kółko się zamyka, i jest sztos.

IMG_1064Przy tarcie Tatin (15 zł) już się tak nie rozpłynę. Niezły deser, ale po pierwsze tarta była zbyt słodka od nadmiaru miodu i pokruszone słodkie herbatniki tu nie pomogły, a po drugie sorbet z zielonych jabłek smakował jak lizak Chupa Chups o smaku zielonych jabłek. Czyli chemicznie. Nie dlatego, że dosypali do sorbetu chemii, tylko dlatego, że supermarketowe zielone jabłka tak po prostu smakują. Mniej miodu w tarcie i precz z Granny Smith!

IMG_1070Zupełnie inne wrażenie zrobił na nas delikatny, subtelny crème brûlée (15 zł) podany z sosem i zwartą galaretką z malin oraz fenomenalną, gęstą bitą śmietaną. Cud, miód i orzeszki: słodycz crème brûlée i przysadzista ciężkość prawdziwej bitej śmietany zręcznie przełamana została lekko kwaśnymi malinami. Znakomicie zbalansowane smaki, które na koniec posiłku nie dają wrażenia ciężkości. To jest dobre i chwalebne. Choć tak naprawdę znowu się przejedliśmy.

IMG_1072

Dostaliśmy też petit fours, co jest trochę zaskakujące. Zaskakujące dlatego, że Staromiejska 13 nie wygląda na knajpę z zacięciem fine diningowym. Raczej powiedziałabym, że to codzienne miejsce, które karmi smacznie, pięknie i w rozsądnej relacji ceny do jakości. A oni po prostu starają się bardziej. I bardzo to doceniam.

Tak samo, jak doceniam to, że talerze nie są przeładowane. Są zrozumiałe i przejrzyste, składają się z kilku konkretnych smaków, które na ogół ładnie ze sobą grają. To pewien rodzaj pięknie opakowanej prostoty. I przyznaję, że na ten haczyk mnie złapali.

IMG_1075Rewelacyjnie składają dania i chcę to podkreślić – w Staromiejskiej je się najpierw oczami. Rzadko spotyka się talerze, które aż proszą się o fotografię. A podkreślam to dlatego, że na Śląsku nie ma zbyt wielu knajp kładących nacisk na ten aspekt. Do tego pracują na możliwie najlepszych produktach i technicznie są znakomici. Jedyne czego czasem brakuje to wykończenie smaków, dopieszczenie (nadal łkam nad ośmiornicą). Z drugiej strony menu zmienia im się prawie codziennie, więc przestrzeń na dopieszczanie jest znikoma lub nie ma jej wcale. I ja to rozumiem. Dlatego bez wnikania w szczegóły dostają pięć tłuściutkich jak konfitowany boczek prosiaków.

Rachunek.

pigs5

Magda

Info

www fb
ul. Staromiejska 13, Katowice

Szef kuchni: Marcin Czubak

Share on facebook
Share on twitter
Share on print
Share on email

Jedna odpowiedź

  1. Niezwykle wykwintna ta restauracja. Ja czasami w takich też bywam, ale powiem wam, że często czuję się zawiedziony. Porcje tatarów jakie są tam serwowane, mięs czy ryb są bardzo małe i oczywiście biorę pod uwagę estetykę podania, ale takie gotowanie to trochę sztuka dla sztuki, a nie do pojedzenia sobie 🙂 Sam często jem po prostu pizzę, moją ulubioną ma maxipizza w Katowicach i przynajmniej płacę niewielką kwotę za porządny, sycący obiad. To fajne miejsce do zabrania dziewczyny, żeby posmakować elegancko, ale na jakąś lekką wieczorną kolację.

Dodaj komentarz